"Super Express": - Po pana pierwszej większej wpadce z polską kadrą odezwały się głosy, że powinien pan odejść...
Stephane Antiga: - Nie jestem zaskoczony, spodziewałem się tego. Wiem, co się stało z moimi poprzednikami na tym stanowisku. Zdaję sobie sprawę, że w Polsce są gigantyczne oczekiwania. To nie jest dla mnie przyjemny moment i wiem, że grupa krytyków się zwiększa. Nigdzie nie uciekam, biorę odpowiedzialność i kiedy tylko mogę, tłumaczę swoje decyzje i wybory. Robiłem to, co uważałem za najlepsze dla tej drużyny.
- Zastanawia się pan, gdzie mógł popełnić błędy?
- Kiedy podejmuję decyzje, opieram się na przesłankach, które mam w danym momencie. Wiem, że po sezonie wszyscy są mądrzejsi. Ja też. Ale w tę pracę wliczone jest również ryzyko. Nie twierdzę, że jestem nieomylny, ale wierzyłem w swoje wybory. To logiczne, że zawsze można coś zrobić inaczej, lepiej. Naprawdę przygotowaliśmy się na 100 procent. Jest jednak oczywiste, że po pechowym Pucharze Świata zeszło z nas powietrze i nie było szans na utrzymanie formy w mistrzostwach Europy. Mimo to byliśmy przecież o krok od półfinału. Proszę zwrócić uwagę, że Słoweńcy pokonali sensacyjnie zespoły, które miały za sobą udział w ciężkim PŚ, czyli nas i Włochy.
ME siatkarzy: Stephane, czas na zmiany!
- Skąd się bierze słynna już "klątwa drugiego roku", która dotyka selekcjonerów siatkarskiej reprezentacji Polski po sukcesie w pierwszym sezonie?
- Każdy przychodzący trener wnosi nową jakość, filozofię pracy, nadaje świeży rytm. Zespół uczy się nowych rzeczy. Zmiany zawsze pozytywnie wpływały na rozwój i wyniki na początku pracy. Można się zastanawiać, czy porażki w drugim roku to tylko dziwny przypadek, czy kwestia tego, że rywale lepiej rozpracowują naszą drużynę. Zwracam jednak uwagę, że w przypadku mojego zespołu po MŚ doszło do poważnych osłabień. To jest zasadnicza różnica. A i tak w wielu momentach sezonu pokazywaliśmy naprawdę dobrą siatkówkę.
- Cieszy pana potencjalnie łatwa grupa w styczniowych kwalifikacjach olimpijskich w Berlinie?
- Jeśli trafimy na Niemcy, Belgię i Serbię, będziemy mieli dobry punkt wyjścia. Wolę zacząć turniej w takiej grupie, niż wpaść od razu na mocnych. Przede wszystkim trzeba się przedrzeć do czwórki, bo potem zachowuje się szanse nawet w razie ewentualnej porażki w półfinale.