Krzysztof Kasprzak: - Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Za czasów juniorskich miałem okazję oglądać takich zawodników, jak Jason Crump, Tony Rickardsson czy Tomasz Gollob. Zawsze marzyłem o tym, by tak jak oni stanąć na podium MŚ. Teraz te marzenia się spełniły.
- Po kilku kontuzjach w tym sezonie płakałem jak dziecko, bo wiedziałem, że jestem w dobrej formie, a urazy nie pozwalały mi na pokazanie swoich możliwości. Przed zawodami w Toruniu powiedziałem sobie, że limit pecha już wyczerpałem i pojechałem tak, że zostałem wicemistrzem świata.
Krzysztof Kasprzak: Najlepszy w życiu i... pechowy sezon [WIDEO]
- Po wypadku w Landshut, gdzie zerwałem więzadła w kolanie, nie byłem pewny, czy uda mi się zakończyć sezon w pierwszej ósemce. Wiedziałem, że przewaga Hancocka była duża, więc skupiłem się na obronie srebra, bo po piętach deptali mi Matej Żagar i Tai Woffinden. Przed zawodami w Toruniu brązowy medal brałbym w ciemno.
- Wiele zawdzięczam Stali, szczególnie po tym, gdy w moim rodzinnym Lesznie zrezygnowano z moich usług, bo rzekomo byłem wypalony. Poszedłem śladami mojego idola Tomasza Golloba i zameldowałem się w Gorzowie, gdzie czuję wsparcie zarządu i kibiców. Pewnie dostanę ciekawe propozycje, ale po co mam zmieniać otoczenie, skoro w Gorzowie czuję się doskonale?
- Gdy wypowiedziałem te słowa, połowa Polski się ze mnie śmiała. Cóż, skoro po dwóch latach zostałem wicemistrzem świata, to kto wie, jaki będzie następny krok? (śmiech). To srebro dedykuję właśnie tym malkontentom.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail
