- Czy wie pan, że ze wszystkich żyjących ludzi właśnie pana najchętniej zaprosiłby na kolację Robert Kubica?
Sebastien Loeb: - Nie wiedziałem, ale to miłe z jego strony, czekam na zaproszenie...
- On ma interes. Ma nadzieję, że udzieli mu pan rad, co zrobić, żeby jeździć tak dobrze jak pan, bo w przyszłości też chciałby wystartować w rajdach.
- Coś o tym słyszałem. Cenię Kubicę, chętnie więc mu podpowiem (śmiech). Ale musi mieć świadomość, że kierowca Formuły 1, który wystartuje w rajdach, nie wejdzie zaraz na szczyt. To wymaga nauki, czasu. Odwrotnie też, gdyby ktoś przenosił się z rajdów do F1.
- Zdobył pan 5 tytułów mistrza świata w rzędu. Nie znudziły się panu te zwycięstwa?
- Nie, wciąż mi smakują, zawsze to lepszy smak niż smak porażki (śmiech). A poza tym niektóre z ostatnich zwycięstw, tytułów są bardziej wartościowe niż poprzednie, bo rozstrzygały się w ostatniej chwili. Szybkość, walka, zwycięstwa to wciąż mnie napędza.
- Pana wieloletnie przywiązanie do francuskich aut to wyraz patriotyzmu?
- Nie. Po prostu Citroen dał mi kiedyś szansę startu w mistrzostwach świata i pokazania, co potrafię. Miałem potem różne propozycje, ale postanowiłem zostać z tymi, którzy dali mi tę szansę. No i przyjemnie jest pracować we francuskim zespole.