W sobotę Williams miał przeprowadzić tzw. shakedown, czyli pierwsze, robocze przejazdy nowego auta po torze połączone z jego filmowaniem. Jednak zostały odwołane, gdy okazało się, że zespół pracuje jeszcze nad dopracowaniem ostatecznej konstrukcji i po prostu się nie wyrobi.
Po tym jak w poprzednim sezonie Williams zajął ostatnie miejsce wśród konstruktorów przez błędy projektowe, inżynierowie mieli pełne ręce roboty. – Nasz program techniczny, jak łatwo się domyślić, był ekstremalnie agresywny – stwierdziła Claire Williams, wiceszefowa teamu, dodając, że przez weekend będą jeszcze trwały ostatnie poprawki w fabryce.
Tymczasem Kubica czeka z utęsknieniem na nowy rozdział w karierze i na nowy bolid. Taki, który da się normalnie prowadzić, w przeciwieństwie do ubiegłorocznego, o którym nie miał najlepszego zdania. – Kiedy nim jechałem, momentami czułem się rozczarowany, tak był wolny i trudny do prowadzenia na niektórych odcinkach – komentował wtedy Robert, który z kolei niedawno w Warszawie o aucie wyrażał się... czule. – Kiedy bolid jest miły i się słucha, wtedy jesteś w stanie pokazać więcej, to znacznie ułatwiłoby mi zadanie – mówił nasz kierowca.
Williams musi więc zrobić mocny krok naprzód, by uniknąć kolejnej kompromitacji. Ale Kubica jak zwykle wyjątkowo twardo stąpa po ziemi. – Cuda się zdarzają, chociaż nie możemy ich oczekiwać – stwierdził krakowianin podczas prezentacji nowych barw Williamsa. – Lepiej skoncentrować się na robocie i być pozytywnie zaskoczonym niż spodziewać się nie wiadomo czego i się rozczarować. Nasze cele muszą być realistyczne, bo konkurencja też nie śpi. W Formule 1 obowiązuje jedna złota zasada: zasada stopera. On nigdy nie kłamie.