Spis treści
- Jules Bianchi wbił się w dźwig z ogromną prędkością
- Bianchi nie mógł zrobić nic, by uniknąć tragedii
- Przegrana w heroicznej walce o życie
Jules Bianchi w momencie feralnego wypadku na torze Suzuka podczas GP Japonii 2014 miał zaledwie 25 lat. Postrzegano go jako jeden z największych talentów w stawce, a za kulisami dość głośno spekulowano, że chrapkę na jego usługi ma samo Ferrari. Obecna nadzieja stajni z Maranello, Charles Leclerc, do chwili obecnej powtarza, że tragicznie zmarły kolega po fachu znacznie bardziej zasłużył na starty w czerwonym bolidzie. Niestety, świetnie zapowiadająca się kariera została przerwana podczas wyścigu w strugach deszczu. Podczas rywalizacji w Japonii 6 lat temu kierowcy raz po raz lądowali poza torem. W pewnym momencie na żwirze znalazł się Adrian Sutil. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że za chwilę dojdzie do tragedii, o której będzie opowiadał cały świat.
Jules Bianchi wbił się w dźwig z ogromną prędkością
Gdy przy pojeździe Sutila pojawił się specjalny dźwig, rozpoczęła się akcja usuwania bolidu z toru. Niestety, w tym samym miejscu panowanie nad swoją maszyną kompletnie stracił Jules Bianchi. Młody zawodnik wyleciał z ogromną prędkością z toru i wbił się w potężny pojazd na poboczu. Na zdjęciach widać tylko koła jego maszyny. Już w momencie wypadku wielu przypuszczało, że sprawdzi się najczarniejszy scenariusz i Bianchi zostanie pierwszą ofiarą F1 od 20 lat, gdy śmierć na torze poniósł Ayrton Senna. Kibice z niecierpliwością oczekiwali na wiadomości o stanie zdrowia 25-latka. Od początku nie nastrajały optymistycznie.
Bianchi nie mógł zrobić nic, by uniknąć tragedii
Specjalne czujniki w momencie zderzenia wychwyciły przeciążenie na poziomie 254 G. Jules Bianchi nie mógł zrobić nic, by uniknąć katastrofy. Znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Gdyby uderzył w opony, to mógłby przeżyć. Tymczasem dźwig stał się prasą do blachy jego bolidu. Po tragicznym wypadku lekarze postawili porażającą diagnozę - rozlane aksonalne uszkodzenie mózgu. Wielu już w tym momencie straciło nadzieję.
Przegrana w heroicznej walce o życie
Jules Bianchi walczył jednak przez kolejne osiem miesięcy. Niestety, nie odzyskał już przytomności. Zmarł w wieku 26 lat we francuskiej Nicei. Nie zdążył się nawet pożegnać z rodziną i przyjaciółmi. Jego śmierć wywołała łzy całego środowiska, które żyje nadzieją, że już nigdy nie dojdzie do tak tragicznych wydarzeń.