"Super Express": - Czego spodziewa się pan po sobotnim Grand Prix na PGE Narodowym?
Zenon Plech: - Życzę sobie i kibicom, by sobotnie zawody były tak piękne, jak te z ubiegłego roku. Dobrze je wspominam, tor był odpowiednio przygotowany i mieliśmy fantastyczne ściganie. Oby tak było tym razem.
- Wciąż nie wiadomo, czy tegoroczne GP nie będzie ostatnie na PGE Narodowym. Myśli pan, że w 2018 r. cykl ominie Warszawę?
- Mam nadzieję, że nie, bo co może być bardziej atrakcyjnego niż żużel na tak pięknym stadionie? Liczę, że znajdzie się sponsor, który wyłoży pieniądze, by ta impreza odbyła się też za rok.
- W pierwszych tegorocznych zawodach na torze w Krsku nieoczekiwanie trzecie miejsce zajął Patryk Dudek. Myśli pan, że to jednorazowy wyskok, czy Patryk może namieszać też w Warszawie?
- To bardzo utalentowany żużlowiec, który niejednokrotnie udowadniał, że potrafi wygrywać nawet w trudnych okolicznościach. Prawda jest jednak taka, że bardzo trudno wskazać faworyta, bo każdy żużlowiec z szesnastki jest w stanie wygrać w Warszawie. Tegoroczna elita to znakomite towarzystwo, począwszy od ostatniego w Krsku Antonio Lindbaecka, na zwycięzcy GP Słowenii Martinie Vaculiku kończąc.
-Rozczarowała pana postawa Bartosza Zmarzlika, który w Krsku zajął dopiero 11. miejsce?
- Nie, bo skoro jadą najlepsi zawodnicy, to nawet najmniejszy błąd może drogo kosztować. Bartek w Krsku miał drobne potknięcia na starcie, ale wierzę, że on i jego sztab wyciągnęli wnioski.
- Pojawiły się opinie, że Zmarzlik pojechał słabiej, bo nie mógł wyrzucić z głowy myśli o wypadku swojego mentora Tomasza Golloba. To możliwe?
- Bartek to stuprocentowy profesjonalista i sądzę, że jak zakłada kombinezon i zapina zamek pod szyję, to już o takich rzeczach nie myśli.