"Super Express": - Wciąż ciągnie "Smoka" do ringu...
Albert Sosnowski: - Moje nazwisko nadal ma renomę. Dostałem propozycję walki z Łukaszem, uznałem, że jest sporo czasu, żeby się przygotować i podjąłem rękawicę.
- Dlaczego wracasz?
- Chciałbym pożegnać się z kibicami zwycięstwem, poza tym brakuje mi w rekordzie tej 50. wygranej i to mnie nakręca. Nie rzucam się na pięściarza z czołówki. Ale wiem, że Łukasz chce wyrobić sobie nazwisko, wygrywając ze mną. Sam tak budowałem karierę.
- Złośliwi twierdzą, że ryzykujesz zdrowie dla kasy.
- To śmiechu warte, nie przejmuję się tymi komentarzami. Zrobiłem wszystkie badania, przedstawiłem je przed komisją lekarską, jestem zdrowy. Wiem, że bliżej mi do końca kariery, ale wierzę w zwycięstwo i mogę sprawić Łukaszowi duże problemy.
- Organizm coraz trudniej znosi przygotowania do walk?
- Zdecydowanie. Przez pierwsze dwa tygodnie jest entuzjazm, fajnie się trenuje, ale potem przychodzi zmęczenie. Jestem jednak na tyle doświadczonym zawodnikiem, że umiem sobie z tym poradzić.
- To twój ostatni rok na zawodowych ringach?
- Tak. Nie chcę się już dalej przemęczać. Swoje w ringu już zrobiłem i być może będzie to moja ostatnia walka. Liczyłem jeszcze na pojedynek z Adamkiem, ale wiem, że Tomek czeka na duże walki. A ja... nie chcę czekać w nieskończoność. Pora zająć się czymś innym, mam kilka pomysłów.
- Jakich?
- Komentuję walki w telewizji, prowadzę treningi bokserskie i nadal będę się w tym doskonalił. Ponadto myślę, że moja rozpoznawalność i gadatliwość pozwoli mi zostać... konferansjerem. I to na wysokim poziomie! Przede mną ciekawe perspektywy, jestem gotowy na otwarcie nowego rozdziału w życiu.