W czasie swojej kariery Artur Szpilka wielokrotnie znajdował się na językach wielu osób, nie tylko ze względu na swoje osiągnięcia w boksie, czy ostatnio z uwagi na walki w federacji KSW, ale także przez historie, które mu się przytrafiały. Jedną z najgłośniejszych w ostatnich latach bez wątpienia była ta, kiedy Szpilce i jego psu "Pumbie" Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe pomagało zejść ze Śnieżki. Wtedy na pięściarza wylał się ogromny hejt, ale jak się okazuje, kulisy tej sprawy są zupełnie inne, niż mogło nam się wydawać do tej pory. Okazuje się bowiem, że Artur Szpilka wcale nie wzywał GOPR-u na pomoc.
Tak naprawdę wyglądały kulisy afery Artura Szpilki z GOPR-em na Śnieżce. Lata po tamtych wydarzeniach zdecydował się wszystko opowiedzieć
- Jak wychodziliśmy na Śnieżkę, było słońce, wszystko… no przepiękna pogoda. Weszliśmy do schroniska i zaczął wiać wiatr. Ja przez całe swoje życie nie widziałem czegoś takiego. Była masakra. Powiedziałem idźcie panowie – do moich kumpli, a ja tu zostanę, wezmę sobie hotel i wszystko. Obok siedzieli GOPR-owcy i mój kolega ich znał, podszedł do nich i porozmawiał. Ja też nie chciałem jechać, tylko żeby zwieźli Pumbusia. - wyznał gwiazdor KSW w swojej rozmowie z "Dog Walk Show", spacerując przy okazji ze swoimi pupilami.
Artur Szpilka dopiero po latach wyjaśnił historię ze Śnieżką i GOPR-em! Nieznane kulisy dawnej afery, tak było naprawdę
Niestety okazało się, że GOPR-owcy nie mogą zabrać samego psa, dlatego w podróży na dół towarzyszył mu Artur Szpilka. - Powiedzieli, że nie można samego psa, że muszę z nim być i to była cała historia. Ja chyba zrobiłem źle, że nagrałem jak jechaliśmy w tym namiocie i z tego się zrobiła idiotyczna sytuacja. - dodał pięściarz oceniając całą sytuację, która przerodziła się wtedy w niemałą aferę.