- To moja pierwsza "dziesiątka", więc cieszę się, że zdałem test - mówił po wygranej "Szpila", który po raz pierwszy przeboksował 10 rund. Po gali udał się do szpitala, który opuścił o 5 nad ranem. Okazało się, że ma złamaną szczękę i to w dwóch miejsach. - McCline ma swoje lata, ale siłę ciosu traci się najpóźniej. Czułem jego wagę (rywal był o 21 kg cięższy od Polaka - red.), a tak mocnego ciosu jeszcze nigdy nie przyjąłem. Gwiazdki latały mi przed oczami - opowiadał Szpilka o uderzeniu z 6. rundy, które rzuciło go na liny.
Poza tym momentem nieuwagi Polak walczył pewnie i był wyraźnie lepszy - boksował, a nie bił się, umiejętnie unikał prawej ręki Amerykanina, wyprowadzał błyskawiczne kontry, trafiając McCline'a. Sędziowie jednogłośnie punktowali jego zwycięstwo (98-94, 97-94, 98-93).
"Szpila" się cieszył, a Głażewski był zawiedziony. O walce z Jonesem dowiedział się 10 dni wcześniej (zastąpił Dawida Kosteckiego), ale nie ustępował legendzie. W 6. rundzie posłał rywala na deski, potem dominował w ringu. Mimo to przegrał niejednogłośnie na punkty (93-96, 95-94, 94-96). Niesłusznie! Nawet amerykańskie media nazywają werdykt rabunkiem.
Nieoficjalnie mówi się, że organizatorzy nie chcieli zamykać sobie furtki do walki Amerykanina z mistrzem WBC Krzysztofem Włodarczykiem. Stąd taki werdykt. - Teraz interesuje mnie gość w żółtej koszulce i jego pas - podsumował Jones, wskazując obecnego na konferencji "Diablo" .