W minionych dwunastu miesiącach Tybura z zawodnika znanego zagorzałym fanom MMA stał się rozpoznawalną postacią polskiej sceny. Na początku roku podpisał kontrakt z federacją M-1. Stoczył dla niej trzy zwycięskie walki i jako rezerwowy triumfował w październiku w turnieju Grand Prix wagi ciężkiej. - Roku 2013 w swoim wykonaniu nie ocenię na szóstkę, bo w zawodach World Pro w brazylijskim jiu-jitsu zająłem tylko 2. miejsce. Ale 5 z plusem mi się należy - uśmiecha się Tybura.
Rhein-Neckar - Vive Kielce. Polacy nie sprostali niemieckiemu gigantowi
14 marca fighter z Łodzi jako posiadacz pasa Grand Prix miał stanąć do walki z mistrzem wagi ciężkiej M-1 - Damianem Grabowskim (34 l.), ale nie doszło do niej z powodu kontuzji Grabowskiego. - Na gali porozmawialiśmy przyjacielsko. Damian gratulował mi wyróżnienia, a ja gratulowałem jemu. Ludzie myślą, że między nami jest jakieś napięcie, ale to czysto sportowa rywalizacja. Jego pas mnie kusi, ale mogę na niego poczekać - dodaje Tybura, który w piątek zmierzy się w Orenburgu z Chorwatem Maro Perakiem (32 l., 23-3-1, 12 k.o.).
- Dlatego po gali chwilę byłem na przyjęciu, potem wróciłem spać do hotelu i na drugi dzień trenowałem. Starcie z Perakiem to kolejne wyzwanie, bo każda walka w MMA jest wyzwaniem. Można ją łatwo przegrać i czasem łatwo wygrać, a Chorwat ma sporo trików w swoim arsenale, bo z niczego tyle zwycięstw w jego bilansie się nie wzięło - przestrzega Polak.