"Super Express": - Wystąpisz w Polsce, na gali Polsat Boxing Night?
Grzegorz Proksa: - Spotkałem się z panem Marianem Kmitą i były to luźne rozmowy w miłej atmosferze. Wiem, że chcą, bym wystąpił na tej gali, ja też bym chciał, więc jestem optymistą.
Paweł Głażewski: W Międzyzdrojach zatańczę w ringu
- Maciej Sulęcki zapowiada, że cię zleje.
- Nie pierwszy raz widzę, jak młody zawodnik dużo szczeka, więc jego wypowiedzi nie robią na mnie żadnego wrażenia, a wręcz śmieszą. On nie osiągnął nawet ćwierci tego co ja, więc nie wiem, na jakiej podstawie twierdzi, że ze mną wygra. Cóż, jeśli chce tej walki, to zapraszam do tańca (śmiech).
- Musielibyście walczyć w umownym limicie, bo Sulęcki zmienił wagę na superśrednią.
- Jeśli Sulęckiemu zależy na pojedynku ze mną, to niech dostosuje się do mojej wagi. Możemy iść na kompromis, zgadzam się na limit 73,5 kg.
- A co z kasą? Proksa jest drogi?
- Byłem pretendentem do mistrzostwa świata, mistrzem Europy, więc się cenię. Nie zejdę z pewnego poziomu. To, ile chcę, jest potężną kasą dla rencisty, ale dla biznesmenów organizujących gale nie są to horrendalne kwoty.
- Nie obawiasz się, że w razie fiaska negocjacji, nigdy nie powalczysz w Polsce?
- Jeśli nikt nie zorganizuje mi walki w ojczyźnie, to... sam ją zorganizuję. Mam wielu przyjaciół na Śląsku, z pewnością pomogliby mi. Na ostatnim meczu GKS-u Katowice, którego jestem fanem, kibice wywiesili transparent "Walka Proksy tylko w Katowicach", więc jestem pewien, że prędzej czy później stoczę pojedynek w Polsce.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail