"Super Express": - Podobno masz problemy z osiągnięciem wagi cruiser (90, 7 kg)?
Krzysztof Włodarczyk: - Przez jakiś czas nie mogłem zejść poniżej 95 kg. Męczyło mnie to. Wydaje mi się, że mam za dużo masy mięśniowej. Ale zaostrzę dietę, więcej się poruszam i będzie dobrze.
- Przed tobą druga walka w tym roku, a jesienią możliwa trzecia. Ostatni raz trzy razy w roku walczyłeś 9 lat temu.
- Zapewniam, że takie tempo mi niestraszne, i mam nadzieję, że tych walk będzie jeszcze więcej. Nie jestem emerytem, moi menedżerowie mnie nie skreślili i mam nadzieję, że wciąż jestem dla nich ciekawym "produktem" i warto we mnie inwestować.
- Twoje walki wciąż mogą generować duże pieniądze?
- Jestem tego pewien i wierzę, że promotorzy też. Sądzę, że przed nami kilka, może kilkanaście dużych walk za ciekawe pieniądze. Moje pojedynki wciąż mogą przynosić zyski nie tylko mnie, ale też promotorom.
- Jaki masz plan na Kurzawę?
- Wejdę do ringu i chcę zrobić swoje. To doświadczony pięściarz, boksował z dobrymi rywalami, a jego współczynnik nokautów (61 proc - przyp. red.) pokazuje, że potrafi uderzyć. Mogłem boksować z kimkolwiek, ale gdy rywale dowiadują się, że mają walczyć z Włodarczykiem, to nagle wzrastają ich żądania finansowe.
- Nikt nie chce walczyć z "Diablo"?
- Dokładnie! Nie mam pasa czempiona i nie jestem atrakcyjnym przeciwnikiem, bo jestem niebezpieczny, ciężko mnie przewrócić i rzadko przegrywam. Z Beibutem Szumenowem porozumieliśmy się w sprawie walki w grudniu, ale zrezygnował. To tchórzostwo, przykro, że tak ucieka.
- Podobno jest szansa na twoją superwalkę z Mateuszem Masternakiem?
- Na razie mam inne priorytety. Mateusz jest teraz wyżej w rankingach, ale wkrótce to się zmieni i odzyskam pas. Wtedy na pewno zatańczymy w ringu.