"Super Express": - Niedawno w telewizji ukazał się twój "roast". Jesteś z niego zadowolony?
Krzysztof Włodarczyk: - Były pewne rzeczy, które wolałbym, żeby nie padły, ale myślę, że i tak mogło być dużo gorzej. Nie żałuję tego występu, mam do siebie dystans i wiem, że ludzie, którzy są trochę znani, zawsze będą brani "na widelec". Z tego "roastu" miałem ubaw, moi najbliżsi także. I zapewniam, że nie zrobiłem tego dla kasy.
- Trener Fiodor Łapin i promotor Andrzej Wasilewski skrytykowali cię za ten występ.
- Mają prawo do swojego zdania, to bardzo inteligentni ludzie. Ja nie zrobiłbym niektórych rzeczy, jakie oni robią. Trudno.
- Niedawno opublikowaliśmy "Złotą Setkę", czyli zestawienie stu najlepiej zarabiających sportowców Polski. Próżno tam było szukać "Diablo" (ostatni raz wystąpił w "ZS" za rok 2014).
- Nie jest mi przykro. Inni niech zarabiają i będą szczęśliwi, a ja jestem szczęśliwy na swój sposób. Radzę sobie.
- Obniżył się standard twojego życia?
- Musiałem zacisnąć pasa, żebym za kilka lat nie musiał myśleć, czym wykarmić rodzinę. Wyprzedzam pewne fakty i robię tak, by życie po zakończeniu kariery było godne. Chcę, by mnie i moim bliskim było dobrze w przyszłości i już działam w tym kierunku.
- Zaczęły się oszczędności?
- Myślę, na co i jak wydawać pieniądze. I w co inwestować. Ale więcej nie zdradzę.
- Uregulowałeś już zaległości alimentacyjne?
- Reguluję, robię to na bieżąco. Wszystko jest wyjaśniane i mam w tej kwestii spokój.
- A w kwestii rozwodu?
- Tak samo. Co prawda, mieszkamy nadal razem, ale ze sobą nie funkcjonujemy. Każde ma swoje życie. Myślę, że i tak zachowujemy się dojrzale, bo potrafimy znaleźć wspólny język. Dogadujemy się rewelacyjnie i nie przeszkadzamy sobie nawzajem.