"Super Express": - Na jakim etapie przygotowań do walki obecnie jesteś?
Mariusz Pudzianowski: - Do walki pozostało 2,5 tygodnia. Jestem obecnie w czasie sparingów, podczas których pewnie nie raz dostanę po tyłku. Najważniejsze, żeby w tym okresie nie złapać żadnej kontuzji.
- Ty zapowiadasz rzeźnię, Thompson z kolei chce cię zniszczyć najszybciej, jak się da. Będzie nokaut?
- Nie wchodzimy do klatki, żeby się pieścić czy głaskać. O nokaucie łatwo się mówi. Jeśli będzie okazja, postaram się włożyć cios w to okienko. W wadze ciężkiej nie potrzeba aż takiej siły, ważne, żeby wejść z uderzeniem w tempo, a wtedy można każdego uśpić.
Ochroniarz, który podpalił kibica przejdzie... szkolenie
- Thompson potrafi lepiej wykorzystać klatkę w swojej strategii, walczył w niej więcej razy.
- Nie zamierzam toczyć walki przy siatce, choć oczywiście trenowałem elementy z nią związane. Dla mnie nie ma znaczenia, czy to ring, czy klatka, chcę wyjść i się lać. W klatce trenowałem, gdy byłem w Ameryce, teraz trenuję w klatce w Polsce, więc nie czuję przerażenia, gdy w niej staję.
- Thompson 5 kwietnia stoczył walkę w Wielkiej Brytanii. Nie zlekceważył cię, biorąc pojedynek miesiąc przed waszym starciem?
- Jego sprawa. Przegrał tę walkę, ale takie jest ryzyko zawodowe. W MMA trzeba mieć umiejętności, doświadczenie. Przeciwnik najpierw trafił go kolanem, a potem założył duszenie.
- Walka trwała 18 sekund. Trudno będzie taki wynik przebić.
- Nie wychodzę z takiego założenia. Nastawiam się na pełny dystans, a co będzie, zobaczymy.
- Wielu ocenia, że Thompson to dla ciebie pierwszy prawdziwy test w MMA.
- Sean McCorkle nie był w ciemię bity, James Thompson przewyższał mnie doświadczeniem, bo jak z nim walczyłem, miałem za sobą tylko rok treningów. Moja druga walka - z Yusuke Kawaguchim. Trenowałem MMA kilka miesięcy, on kilka lat. Od razu rzucałem się na głęboką wodę, dostawałem za rywali koni, wiele się nauczyłem, bo od tamtej pory trochę po zębach oberwałem.
- Ostatnio na pojedynek wyzywał cię Paweł Nastula.
- Musi się ustawić w kolejce, bo chętnych nie brakuje.