"Super Express": - Jak zareagowałeś na to, co stało się w Berlinie?
Mariusz Pudzianowski: - Nie mam ochoty znowu mieszać się w politykę i komentować problemu uchodźców. Dla mnie to przede wszystkim dramat pomordowanych ludzi i poruszająca historia Polaka, który zginął jak bohater. Pan Łukasz Urban walczył z terrorystą, usiłował wyrwać mu kierownicę i - jak ustaliła niemiecka policja - przyczynił się do zmniejszenia rozmiarów tragedii. Należy mu się wielki szacunek, jego postawa była wspaniała.
- Rozmawiałeś z pracownikami twojej firmy transportowej o tej tragedii? Nie boją się o swoje życie po tym co się stało?
- Nie było okazji na taką rozmowę, bo już rozjechali się na święta. Praca kierowcy ciężarówki związana jest niestety z dużym ryzykiem zawodowym. Wszystko może się zdarzyć i moi pracownicy doskonale o tym wiedzą.
- Niespełna rok temu głośno było o napadach na twoich kierowców w Calais...
- Nagłośniłem wtedy tę akcję. Zapowiedziałam, że będę chronić swoich kierowców za pomocą prostego kija bejsbolowego. Wtedy komuś się to nie spodobało (donos do prokuratury, która jednak odmówiła ścigania Pudzianowskiego - red.). Ale nie ma co do tego wracać. Teraz oddajmy wszyscy hołd zamordowanemu przez terrorystów panu Łukaszowi. I proszę, pamiętajmy o nim.