Od paru dni kontrakt z Wachem się urwał, przestał odbierać telefon, chociaż zapewnił nas SMS-em, że wszystko wyjaśni w najbliższych dniach. Nie skorzystał też z propozycji "Super Expressu", aby oczyścić się z podejrzeń na wykrywaczu kłamstw.
Teraz dowiadujemy się, że obóz Wacha zrezygnował z badania próbki B.
- Powodem były koszty sięgające nawet 30 tysięcy dolarów, a także fakt, że to badanie niczego by nie zmieniło - argumentuje promotor "Wikinga" Mariusz Kołodziej (44 l.). Rezygnacja ta jest jak przyznanie się do winy. - Czekamy na informację o długości dyskwalifikacji i czy kara będzie obowiązywała w Niemczech, czy na całym świecie. Jeśli to będzie rok, wtedy Mariusz skoncentruje się na treningach, aby po upływie karencji mógł walczyć i zarabiać - dodaje Kołodziej.
Tenże Kołodziej jeszcze kilkanaście dni temu absurdalnie zrzucał winę na szukających sensacji dziennikarzy "Bilda" i obóz Kliczki.
Teraz wszystko jest jasne. Wach był na dopingu. Brał samodzielnie? To mało prawdopodobne. Podejrzenia padają na speca od przygotowania fizycznego Marcina Machulę oraz trenera Juana De Leona. Obaj stracili głos. Gdy amerykańska korespondentka "Super Expressu" Marta Kossecka-Rawicz dodzwoniła się do De Leona, nagle przestał rozumieć po angielsku, przeszedł na hiszpański.
- W ostatnim czasie nie mam kontaktu z De Leonem. W naszym gymie z dziećmi pracuje jego kuzyn, ale wiadomości przekazywane za jego pośrednictwem są znikome - mówi Kołodziej.
Czy szef Global Boxing nie wiedział, co wyrabia się w jego stajni?