Dla Masternaka był to szybki powrót na ring po porażce pod koniec 2023 roku z Chrisem Billamem-Smithem. Stawką pojedynku w Bournemouth był tytuł mistrza świata WBC w kategorii junior ciężkiej.
Polski pięściarz postanowił bardzo szybko wrócić między liny, by jak najszybciej móc otrzymać kolejną szansę walki o mistrzowski pas. W dobrym stylu przeboksował siedem rund z Francuzem Jeanem Jacquesem Oliverem, a w ósmej rundzie posłał go na deski po serii kilku mocnych ciosów. Oliver wstał, ale w trakcie "liczenia" zasugerował sędziemu i opiekunom w narożniku, że dalsze boksowanie z Masternakiem nie ma sensu.
- Mój rywal z Francji pokazał naprawdę twardość, wielką motywację. To był dobry pojedynek. Widziałem, że po każdym ciosie marszczył czoło, mobilizował się i szedł do przodu. Starałem się być w ringu metodyczny. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego nie mogłem wydłużyć serii. To był pojedynek, by zapomnieć o przeszłości i skupić się na przyszłości. Chcę podziękować kibicom za doping, miastu Wrocław za możliwość powrotu tutaj na ring po 13 latach. Promotorzy postawili wszystko na jedną szalę, że pozwolili szybko wrócić i atakować ranking i przyszłość - powiedział w rozmowie z reporterem TVP Maciejem Barszczakiem tuż po walce.
- Parę razy czułem ciosy po dole. Na szczęście jest po kontuzji, jestem zdrowy. Panie promotorze, kiedy kolejna walka? Może w Rzeszowie? - dodał Masternak, kierując z uśmiechem pytanie do promotora Andrzeja Wasilewskiego.
Po tym pojedynku Masternak może pochwalić się rekordem 48-6, 32 KO. - Początek był nerwowy, ale tego można było się spodziewać. Najważniejsze jak się kończy, a zakończenie było mistrzowskie - podkreślił komentujący walkę redaktor Janusz Pindera.