"Super Express": - Nie występowałeś od czasu dwóch walk z Arturem Szpilką w 2013 roku. Nie czujesz się zardzewiały?
Mike Mollo: - Strząsnąłem z siebie rdzę na treningach i sparingach. Jeśli wygram to wygram, jeśli przegram to przegram, taki jest boks. Nie przyjeżdżałbym tu jednak gdyby nie wierzył, że nadal mam w sobie to coś i gdybym nie potrafił stoczyć w ringu wojny. Wszyscy wiedzą jak mam styl i dlatego tu jestem. Jeśli chcesz ekscytującej walki, to ściągaj Mike'a Mollo.
- Czyli nastawiasz się na agresywny pojedynek?
- Tak, po to przecież walczymy. Wejdę do ringu i będę się bił, a lepszy nich wygra. Nie walczę dla pieniędzy, bo mam za co żyć. Po prostu kocham rywalizację.
- To, że nie występowałeś ponad dwa lata było twoim wyborem?
- Miałem kontuzje. Najpierw złamaną rękę, która wymagała skomplikowanej operacji i rehabilitacji. Potem, kiedy w zeszłym roku wróciłem na salę, zerwałem mięsień bicepsa. To była seria strasznych wydarzeń.
- Rzeczywiście jeśli przegrasz to skończysz z boksem?
- Wtedy chyba nie będzie sensu już tego ciągnąć dalej. Byłem w kilku ringowych wojnach, mam trójkę dzieciaków i dobrze płatną pracę. Po co ryzykować.
- Jaka to praca?
- Pracuję na mierzących po 60 metrów wieżach z wodą. Wspinam się na nie, potem ręcznie wciągam cały sprzęt i czyszczę je od środka za pomocą specjalnych odkurzaczy. To ekstremalnie fizyczna praca, która pozwala mi utrzymywać formę.
- Zastanawiasz się jak będzie przebiegać sobotnia walka?
- Nie podam ci żadnych przypuszczeń, bo nigdy tego nie robię. Słyszałem jednak, że jego trener twierdzi, że nie dotrwam do drugiej rundy. Jeśli to prawda, to jest po prostu idiotą.
Nie przegap!
Gala w Legionowie, sobota od 20.00, Polsat Sport
od 22.30, Polsat
Bilety na galę "Power Punch" można nabyć na stronie www.ebilet.pl
