„Super Express”: - Serce bije mocniej na myśl o powrocie do ringu?
Adam Balski: - Zdecydowanie, ten powrót to dla mnie święto! Czekałem na to prawie dwa lata, ale zapewniam, że do walki podchodzę spokojnie i na pewno nie zlekceważę przeciwnika. Trochę przez ten czas przeszedłem, ale nie ma co narzekać. Głowa do góry i idę dalej.
- Co się z tobą działo przez ostatnie 19 miesięcy?
- Trenowałem i czekałem na walkę. Byłem przez jakiś czas w Norwegii, potem wróciłem do Polski…
- Praca?
- Wiadomo, jak to w boksie jest, nie zawsze układa się po twojej myśli. Jak nie ma walk, nie ma sponsorów i reklam, to wiadomo, że jakoś trzeba te kredyty spłacać. Poszedłem do pracy, to nie jest dla mnie wstyd.
Adam Balski wjedzie na bokserski szczyt?
- Czym się zajmowałeś w Norwegii?
- Jak to za granicą, elektryka, budowa… Ale zazwyczaj pracowałem jako kierowca. Mam prawo jazdy na TIR-a i już jakieś tam doświadczenie.
- To prawda, że w Warszawie pracowałeś jako kurier?
- Zgadza się, choć tylko przez chwilę. Dzięki temu lepiej poznałem stolicę.
- Miałeś też sporo zawirowań pozaringowych, związanych z kontraktem promotorskim.
- Na temat kontraktu nie chcę rozmawiać. Mogę jedynie zapewnić, że nie wyzbyłem się marzeń. Nadal mam cele, do których dążę i mimo, że czasem pod moje nogi rzucane są kłody, to idę dalej, bo to kocham. Jutro mam walkę i to jest dla mnie najważniejsze.
- Były też problemy zdrowotne.
- Przeszedłem kilka operacji… przepuklina, łokieć i jeszcze wcześniej wyrostek. O przepraszam, lewy łokieć dwa razy. Czyli łącznie 4 operacje.
- W takim razie chyba nie wyjdziesz do utworu „Felicita”, bo do szczęśliwców w ostatnim czasie raczej nie należysz.
- To… się jeszcze okaże. Zobaczymy! Może będzie niespodzianka? Nie ukrywam, że przyjechałem tu po zwycięstwo. By to osiągnąć, muszę być skupiony i zachować zimną głowę.