Super Express - Dlaczego na początku boksowałeś tak ostrożnie?
Eric Molina - Zawsze tak zaczynam. Liczy się myślenie. Myślałem w ringu cały czas. Z każdą kolejną rundą czułem się silniejszy. Jego trenerzy mówili, żeby cały czas atakował. Wiedziałem, że prędzej czy później się otworzy. Doczekałem się.
- Na punkty przegrywałeś. Miałeś chwile zwątpienia?
- Moi trenerzy wierzyli we mnie. Wiedzieli, że jestem w stanie to zrobić. I pokazałem to światu! Tomek to wielki wojownik. Nigdy w ten sposób nie przegrał, ale czemu się dziwić? Jestem dużym facetem, po prostu sobie nie poradził. Miałem 70 dni przygotowań, nigdy w karierze tyle nie miałem i tak po prostu musiało się stać.
- Chciałbyś ponownie wystąpić w Polsce?
- Marzę o tym. Kraków jest jednym z najpiękniejszych miejsc, w których byłem. Polscy kibice i dziennikarze mają w sobie tyle pasji, że z chęcią zawalczyłbym tu dla was ponownie.
- Na przykład o pas mistrza świata?
- Teraz chcę tylko wielkich walk, niedługo pojedynek Anthony Joshua – Charles Martin o pas IBF. Chcę zmierzyć się ze zwycięzcą, może być nawet w Polsce.
- Wygrana z Adamkiem była najważniejsza w twojej karierze?
- Jedną z najważniejszych. Zrobiłem to (płacz)! Każdego dnia budzę się i marzę, by być pierwszym meksykańskim mistrzem świata wagi ciężkiej. Tylko Bóg wie czy mi się to uda, ale ja wierzę, że tak będzie.