Spis treści
- Dużo lepiej od wielkich miast radzą sobie na prowincji
- Gdy tylko przejechał się po Szymonie Marciniaku
- Kupowanie gminnych klubów przez lokalnych bogaczy
- Po pierwsze Kulesza nie jest takim potworem jak go malują
Filharmonicy wiedeńscy nie ćwiczą każdego dnia w słynnej Złotej Sali znanej wszystkim z transmisji koncertu pierwszego dnia każdego roku. Podobnie piłkarze Ekstraklasy nie wychodzą codziennie na murawę głównego stadionu. Brak boisk treningowych jest równie dotkliwy jak susza hydrologiczna w Polsce.
Dużo lepiej od wielkich miast radzą sobie na prowincji
Pojedyncze jaskółki czyli piękne ośrodki treningowe Legii w Książenicach czy Cracovii w Rącznej wiosny nie czynią. Pieniądze wszystkiego nie załatwią, proces inwestycyjny trwa długo, co widać na przykładzie łódzkiego Widzewa chociażby. Ten zespół trenuje wśród spacerowiczów w miejskim parku. Jeszcze gorzej ma Arka Gdynia tułająca się po kaszubskich miejscowościach. Dużo lepiej od wielkich miast radzą sobie na prowincji, choćby w maleńkiej Niecieczy. We Wrocławiu, Warszawie, Łodzi czy Gdańsku, to miejscy urzędnicy decydują kogo i kiedy wpuścić na główną arenę. A piłkarskiej sali prób czyli boisk treningowych nie budują. Proszę sobie wyobrazić renomowaną orkiestrę ćwiczącą przed koncertem w remizie. Pewnie padnie kontrargument, że Brazylijczycy trenują na plaży Copacabana, a są świetni. Ale jak tu trenować na bałtyckim piasku między październikiem i kwietniem?
Pora obalić mit o fantastycznej infrastrukturze piłkarskiej w Polsce. Zachłysnęliśmy się komplementami na temat stadionów, które powstały na EURO 2012. Zaiste są piękne i funkcjonalne, ale umiejętności nie nabywa się w trakcie meczu.
Gdy tylko przejechał się po Szymonie Marciniaku
Wojciech Kuczok jest wziętym pisarzem, ze sportów zna się świetnie na wspinaczkach wysokogórskich, gorzej z futbolem. Dorastanie obok stadionu Ruchu jak widać nie wystarcza. Gdy tylko przejechał się po Szymonie Marciniaku, ten natychmiast został wyznaczony na bardzo prestiżowy półfinał Klubowych Mistrzostw Świata. Może szef wszystkich szefów Pierluigi Collina czyta Kuczoka i postanowił mu zrobić na złość? Wszak książki tego pisarza przetłumaczono na kilka języków używanych w FIFA.
Kupowanie gminnych klubów przez lokalnych bogaczy
Wszedłem w spór z dobrym kolegą, wieloletnim baronem dolnośląskim Andrzejem Padewskim. Poszło o futbol amatorski. Moim zdaniem pięciocyfrowe pensje dla piłkarzy czwartej ligi, teoretycznie amatorskiej, to przegięcie. Podobnie kupowanie gminnych klubów przez lokalnych bogaczy, to efemerydy. Miejsca w zespole zajmują emeryci z ligową przeszłością, a powinni zdolni piłkarze z regionu. W ten sposób nigdy nie ruszymy z miejsca i chodzi nie tylko o reprezentację narodową, bardziej o liczbę zarejestrowanych piłkarzy, a ta nie rośnie.
Po pierwsze Kulesza nie jest takim potworem jak go malują
Ponowny wybór Cezarego Kuleszy na prezesa PZPN do dziś wielu odbija się czkawką. Po pierwsze nie jest on takim potworem jak go malują, po drugie nawet od działacza najwyższej rangi nie zależą wyniki reprezentacji, a to one tak naprawdę interesują kibiców. Na pewno nie rodzaj słuchanej przez Kuleszę muzyki ani ulubiony gatunek alkoholu. Mało kto odpowie na pytanie o nazwisko prezesa PZPN w czasach największych sukcesów polskiego futbolu. Jednym tchem wymienimy wielkich trenerów Górskiego, Gmocha i Piechniczka, piłkarzy Deynę, Lato, Bońka, Szarmacha i Tomaszewskiego. Prezesi pozostali tylko na wyblakłych fotografiach, taka jest kolej rzeczy.
Roman Kosecki o wyborze Jana Urbana. Powiedział to wprost: "Poukłada wszystko"
