- Tak już jest od czterech lat. Naprawiam i konserwuję urządzenia potrzebne do wydobycia węgla, sam też je transportuję. Zazwyczaj trzeba to robić ręcznie, więc czuję się trochę jak koń pociągowy - opowiada "Super Expressowi" Talarek.
Słabi odpadają
Wielu takich warunków nie wytrzymuje. - Zdarza się, że ktoś przychodzi, zjeżdża na dół i na drugi dzień już nie wraca. W kopalni, tak jak na ringu, słabi odpadają bardzo szybko - podkreśla bokser-górnik i prosi, żeby tego, co mówi, nie odbierać jako narzekanie.
- Pracowałem już w wielu miejscach. Przez pół roku zbierałem owoce w Niemczech, byłem monterem konstrukcji stalowych, pracownikiem magazynu. To były zazwyczaj znacznie lżejsze zajęcia, ale i tak wolę kopalnię. Mam tu blisko z domu, pieniądze są w miarę normalne. A że praca jest ekstremalna? To właśnie lubię w niej najbardziej! Trzeba tylko być bardzo ostrożnym. Kilometr pod ziemią o wypadek naprawdę nietrudno, w każdej chwili coś może spaść na głowę. Górnik musi mieć oczy dookoła niej - zaznacza Talarek.
Znany kickbokser z Ukrainy zamordowany. Wydał na siebie wyrok?
Drugi trening
Ale nawet jeśli człowiek się pilnuje, to i tak skutków ubocznych tej pracy nie uniknie. - Pojawiają się bóle stawów czy kręgosłupa, jestem wiecznie niewyspany. To wszystko oczywiście nie pomaga mi w boksie. Czasami nawet myślę, że długo tak nie pociągnę - nie kryje Talarek, ale od razu dostrzega drugą stronę medalu. - Ta ciężka praca w kopalni jednocześnie mi pomaga. Można przecież powiedzieć, że jest jak drugi trening. A jak ktoś trenuje dwa razy więcej niż inni, to wychodzi mu to na dobre - uśmiecha się.
Swoimi sportowymi sukcesami się nie chwali ani się nie wywyższa. Wita się serdecznie z każdym górnikiem, który akurat nas mija, gdy rozmawiamy. Żadnego gwiazdorzenia. - Jestem zwykłym, szarym człowiekiem - podkreśla.
Prośby o urlop
W kopalni od reszty pracowników różni go jedynie to, że jego prośby o urlop determinują daty kolejnych walk. - Większość przełożonych patrzy na to przychylnym okiem, ale są też tacy, którzy lubią zrobić pod górkę. Muszę swoje wybiegać i wyprosić. Na szczęście jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie walczył, bo nie dostałem urlopu w pracy. Chociaż z chodzeniem po walkach na L4 muszę się już pilnować. Jak górnik korzysta z niego zbyt często, to w kopalni mogą mu powiedzieć "do widzenia". Ryzyko jest spore - opowiada.