"Super Express": - Masz więc przed sobą nowe wyzwanie. Nazywa się Andrzej Gołota.
Przemysław Saleta: - To nowe-stare wyzwanie. Ogromne, choć na zakończenie kariery. I dla mnie, i dla Andrzeja. W zeszłym tygodniu zainteresowanie i chęć udziału w całym przedsięwzięciu potwierdził Andrzej, telewizja Polsat zdecydowała się to robić. A więc są najważniejsze składniki. Nie jest to tylko sformalizowane, ale myślę, że nie będziemy nad tym strasznie długo debatowali. W tym tygodniu wszystko będzie poukładane.
- O pieniądzach już rozmawialiście?
- Nie. Ale z mojego punktu widzenia pieniądze w tym przedsięwzięciu nie są najważniejsze. W życiu też nie są najważniejsze.
- W 2005 roku mówiłeś mi, że masz znakomity plan, jak wygrać z Gołotą. Ten plan przez te kilka lat się nie zmienił?
- I tak, i nie. W 2005 roku mój plan zakładał walkę w półdystansie i pressing. W całej karierze Andrzeja Gołoty jeśli coś zawodziło, to odporność psychiczna. I w 2000 roku, i 2005 Andrzej miał w walce ze mną zdecydowanie więcej do stracenia niż do wygrania, więc chciałem wywrzeć na niego presję, aby psychicznie go złamać. Dzisiaj sytuacja jest inna. Wygrana czy przegrana jednego z nas niczego w naszym sportowym dorobku nie zmienia. Na pewno jednak ja dalej będę chciał walczyć w półdystansie.
- Nosisz skarpetki?
- Czasem.
- Pokaż.
- Ale mam niskie.
- Gołota zapowiedział, że cię zniszczy niezależnie od tego, czy wystąpisz bez skarpetek, czy ze skarpetkami.
- To nie ma znaczenia.
- Kibice w przeważającej większości sądzą, że cię jednak zleje na kwaśne jabłko.
- A ja jestem przekonany, że wygram. Na pewno w roku 2000 czy 2005 Andrzej był zdecydowanie większym faworytem niż dzisiaj. Teraz mamy po 44 lata i szanse się wyrównały.
- 50 na 50?
- Ja myślę, że wygram. Andrzej myśli, że on wygra. Na razie u bukmacherów za złotówkę postawioną na mnie można wygrać 6 złotych. Na Andrzeja 1,10 czy 1,20. A więc jest zdecydowanym faworytem 6:1. Ale wszystko okaże się w ringu.