"Smok" miał być tylko mięsem armatnim, bukmacherzy przewidywali, że wytrzyma w ringu z Kliczką najwyżej trzy rundy. Tymczasem Sosnowski walczył odważnie i dzielnie z mistrzem świata. Nie udało się odebrać mu pasa, bo Ukrainiec okazał się po prostu za dobry. "Smok" jednak i tak przeszedł do historii: żaden Polak wcześniej nie walczył przy tak wielkiej publiczności.
Walkę na stadionie w Gelsenkirchen oglądało prawie 60 tysięcy kibiców, w przytłaczającej większości fanów Kliczki. Jakież było ich zdziwienie, kiedy Albert po niemrawych dwóch rundach, poczynał sobie coraz śmielej. W trzecim starciu dwa razy trafił potężnymi lewymi sierpowymi, w siódmej zaatakował Ukraińca całą serią ciosów.
Z rundy na rundę "Smok" jednak słabł, a Kliczko zyskiwał coraz większą przewagę. Polak wiedział, że przegrywa na punkty i że wygra tylko, jeśli uda mu się znokautować rywala. Ruszył do frontalnych ataków, ale w efekcie tylko co i rusz nadziewał się na kontry. Kliczko "napoczął" Sosnowskiego w 9. rundzie, a wykończył w 10. całą serią potężnych ciosów, po której sędzia uratował Polaka przed ciężkim nokautem.
- Albert walczył do końca, pokazał serce wojownika - komplementował Kliczko, który jeszcze w ringu podniósł w górę rękę Polaka, doceniając jego klasę. - On naprawdę chciał mi odebrać ten pas, brawo dla niego za wolę walki. A ja poczekałem na moment, kiedy popełni błąd i wtedy użyłem mojej prawej ręki. Albert udowodnił, że jest bardzo dobrym bokserem, przed nim wspaniała przyszłość, na pewno będzie jeszcze walczył o mistrzostwo świata.