- Mariusz nie był w szczytowej dyspozycji. Nie było szybkości, nie było ruchliwości tułowia, nogi nie dystansowały dobrze i najważniejsza sprawa, czyli brak wyprowadzania odpowiedniej ilości ciosów. Powiem krótko, gdyby walka odbyła się cztery tygodnie wcześniej, zobaczylibyście całkiem innego Wacha. Wówczas na sparingach było widać polot, luz, szybką pracę nóg, dobre obrony, dynamiczne wyprowadzanie ciosów. Później nadeszło zmęczenie. Wach dowiedział się o tej szansie dużo wcześniej, od czerwca ciężko trenował. Przed pojedynkiem nastąpiła obniżka formy – stwierdził niepocieszony "Wilk".
Na początku pojedynku z ukraińskim gigantem było widać ogromny stres u naszego pretendenta i nie przeczy temu również Wilczewski.
- Stres był nieunikniony, tym bardziej, gdy walka toczy się w królewskiej kategorii o tak prestiżowe pasy. Wkradł się paraliż i przez to Mariusz w dwóch pierwszych rundach był usztywniony. Nogi stanęły, miał za zadanie robić coś innego. Myślałem, że od trzeciej rundy się rozluźni i jego boks będzie wyglądał nieco inaczej – dodał były mistrz Europy w wadze średniej.
Polscy fani najchętniej wracają pamięcią do piątej rundy konfrontacji Wach vs Kliczko. Wówczas zawodnik promowany przez Mariusza Kołodzieja zdołał zaskoczyć czempiona mocnym prawym prostym, natychmiast wietrząc okazję, ale niestety ofensywne zapędy Wacha powstrzymał gong kończący to starcie.
- Widać było, że ten cios zrobił spustoszenie w głowie Władimira, który od razu zaczął panikować i klinczować. Uważam, że gdyby Kliczko dostał dziesięć procent tego co "Wachu", to już Władimira by nie było – zakończył 34-letni szkoleniowiec, który wciąż pozostaje aktywnym zawodowo pięściarzem.