W dzielnicy Barnet w północnym Londynie nietrudno się zgubić. Osiedla domków jednorodzinnych i "bliźniaków" z czerwonej cegły, jakich pełno w Wielkiej Brytanii, ciągną się wzdłuż wąskich uliczek. Wyróżniają się w zasadzie tylko sklepy, na których zainstalowane są migające neony. Odnaleźć klub bokserski, w którym trenuje wielki mistrz, urasta do rangi nie lada problemu, choć byliśmy pewni, że podobizna Joshui "zaatakuje" nas gdy tylko dotrzemy do Barnet. Nic bardziej mylnego.
Dopiero napotkany mieszkaniec pochodzenia marokańskiego uratował nas z opresji: - Idziecie do Finchley? Trenuję tam, mogę was zaprowadzić - powiedział nam Kadir, który po drodze opowiedział nam o trenerach i zawodnikach słynnego klubu. - To tutaj - wskazał sympatyczny pięściarz-amator, pokazując niewielki budynek, z wyglądu przypominający bardziej warsztat samochodowy, aniżeli miejsce, w którym wykuwają się bokserskie talenty. Na niewielkim parkingu rzuca się w oczy sporych rozmiarów nowoczesny bus z napisem "Anthony Joshua Boxing" - Mistrz zafundował nam te cacko, byśmy mieli czym jeździć na zawody - ekscytuje się młody bokser.
Po otwarciu drzwi do klubu "wita" nas charakterystyczny zapach sali bokserskiej, dźwięk czasomierza i... malutki piesek rasy Shih Tzu, należący do jednego z trenerów. O historycznych wyczynach swoich wychowanków (oprócz Joshui, z "nowszych" czasów to m.in. Dereck Chisora, Darren Barker czy Spencer Oliver) przypominają liczne plakaty i pamiątki na ścianach. Klub składa się z trzech pomieszczeń: sporych rozmiarów sala treningowa z workami i dwoma ringami, mini-siłownia oraz niewielkich rozmiarów szatnia.
- Nareszcie jesteście! Oprowadzę was po klubie - przywitał nas Sean Murphy, pierwszy trener Anthony'ego Joshui. - Trenuje u nas ok. 55 dorosłych i 75 dzieciaków. Nasz klub jest bardzo popularny i każdego dnia chce się zapisać do nas ktoś nowy. "Josh" trenuje tu trzy razy w tygodniu. Czuje się tu jak w domu i traktuje to miejsce jako ważną część swojego życia - przekonuje nas trener Murphy, który po chwili zaprosił do "tarczowania" 50-letniego Dave'a. - Widzicie? Boksuję, jak 20-latek! - uśmiechał się mężczyzna, a trener Murphy zdjął rękawice i pokazał nam pokaźnych rozmiarów bliznę na nadgarstku: - To efekt tarczowania z Joshuą. Już w pierwszych dniach miał taką moc, że... złamał mi kość w ręce - tłumaczy szkoleniowiec, któremu słynny pięściarz w podzięce za bokserskie wychowanie kupił... BMW warte 95 tysięcy funtów.
- Już myślałem, że się zgubiliście - powitał nas ze śmiechem Remigiusz Kubas, trener pilatesu i boksu, który kilka miesięcy temu został włączony do sztabu szkoleniowego Joshui. - AJ któregoś dnia narzekał, że bolą go plecy, dlatego zaproponowałem mu rozciąganie. Początkowo nie był zbyt ufny, ale zapewniłem go, że jest w dobrych rękach i po kilku minutach ból ustąpił. Od tamtej pory rozciągam go zawsze przed treningami i po nich - tłumaczy na trener Kubas, który zaproponował naszemu dziennikarzowi... wspólny trening. Na specjalnej maszynie do uderzenia, na której trenuje sam mistrz, pokazywał nam jak wyprowadzać ciosy podbródkowe. - Ten cios wyprowadza się z miednicy. Schodzisz w dół i walisz! Tak, jakbyś zamykał szufladę! Super! Naprawdę nigdy nie trenowałeś boksu? - zachęcał szkoleniowiec.
Finchley nie jest najnowocześniejszym klubem bokserskim na Wyspach, ale ma coś, czego inni mogą zazdrościć. - To miejsce ma duszę - zapewnia Sean Murphy.
I trudno się z nim nie zgodzić.