To była gigantyczna niespodzianka! Nikt nie spodziewał się tego, że to Tyson Fury będzie w stanie rozgromić Deontaya Wildera i zakończyć pojedynek z "Bronze Bomberem" przed czasem. Już w siódmej rundzie, narożnik zdecydował się rzucić ręcznik i przerwać starcie. Sensacja stała się faktem.
Fury zaskoczył fanów po raz kolejny. Mistrz świata otwarcie powiedział, że do końca kariery zostały mu już jedynie zaledwie dwa pojedynki w "The Morning". Przed nim mają być już tylko walki z Deontayem Wilderem, która będzie dopełnieniem trylogii, a także z Anthonym Joshuą. Później wszystkie pasy, które chciałby zawiesić na swoim ciele, odda kończąc karierę.
- Byłem już niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej. Kiedy pokonałem Kliczkę miałem wszystkie pasy, nigdy ich nie straciłem. Musiałem wziąć przerwę przez kłopoty psychiczne, więc są to moje pasy - otwarcie powiedział w programie telewizyjnym.
Niedługo po porażce z Furym, Wilder ogłosił, że dojdzie do trylogii. Ta najprawdopodobniej będzie miała miejsce tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi - nie wiadomo jednak czy w Stanach Zjednoczonych. Według "The Sun", pojedynek w USA był wpisany w kontrakcie, ale do gry o organizację chcą włączyć się państwa Bliskiego Wschodu.