Bez dwóch zdań 2020 rok ludzie na całym świecie zapamiętają do końca życia. Liczba katastrof, tragedii oraz wybuch pandemii sprawił, że jest to prawdopodobnie najbardziej feralny rok w życiu wielu ludzi. Te dwanaście miesięcy wbije się także w pamięć wojownika MMA, Coreya Andersona. "Overtime" otarł się w lutym o śmierć po tym, jak został brutalnie znokautowany przez Jana Błachowicza.
Legendarny sportowiec trafił do szpitala! Fani są poważnie zmartwieni [ZDJĘCIA]
"Cieszyński Książę" trafił przeciwnika potwornie mocnym ciosem. Powalony przeciwnik długo nie dochodził do siebie. Błachowicz w ten sposób kolejny raz zgłosił akces do walki o mistrzostwo UFC z legendarnym Jonem Jonesem. Nikt nie spodziewał się, jak poważne konsekwencje dla życia jego rywala będzie miał ten nokaut. Niewiele brakowało, a przeciwnik odszedłby z tego świata.
Anderson na Instagramie podsumował ostatnie miesiące ze swojego życia. - 21 lutego (walka miała miejsce 16 lutego) straciłem przytomność i rozbiłem sobie twarz o żwirową drogę po przemierzaniu trasy przez wiele godzin - zaczyna swoją historię "Overtime", który przeżył poważny wstrząs mózgu. Po pięciu dniach spędzonych w szpitalu jeden z lekarzy powiedział, że podczas wypadku serce zawodnika nagle stanęło. - To mogło się wydarzyć raz jeszcze, ale tym razem już podczas walki - miał usłyszeć zawodnik UFC. Po wielu badaniach, także dwóch bardzo bolesnych na serce, zawodnik może wrócić do walk.
Na zdjęciach opublikowanych na Instagramie widać, że na twarzy Andersona pojawiła się po wypadku okropna narośl. Ta na szczęście jest już jedynie przykrym wspomnieniem na fotografiach. - W miniony poniedziałek opuściłem szpital po raz ostatni. Doktor mi powiedział "Gratulacje, panie Anderson. Teraz mogę panu pozwolić na powrót do bicia ludzi" - relacjonuje "Overtime". Anderson jest świadomy, jak dużą cenę zapłacić za to, że komisja i lekarze nie sprawdzili wystarczająco dobrze jego stanu zdrowia.