- Środowisko cię przekreśliło przed tą walką. Jaki przekaz masz dla nich teraz?
Mariusz Pudzianowski: - Przekaz dla niedowiarków? Branża postawiła na mnie krzyżyk, że nie dam rady. Macie na to odpowiedź, czy dałem radę.
- Ile razy był trenowany ten hak, bo to był chyba ten plan na walkę?
- Kilka opcji było. Oglądałem wszystkie walki Michała Materli i wiem, jak się porusza. Zamykam oczy i wiem, jak markuje ciosy. Trzeba było powojować jego bronią.
- Co czułeś tuż po walce, gdy zobaczyłeś, że Materla padł na deski? Długo stałeś przy siatce z poważną miną.
- Chciałem tylko wygrać. Nie wychodziłem do klatki z zamiarem zrobienia mu krzywdy. To była moja ostatnia myśl! Michał, przepraszam, że tak wyszło. Też jesteś wojownikiem i mnie rozumiesz.
- Twój obecny trener powiedział, że nie będzie cię przygotowywał do walki z Mamedem Khalidovem. Planujesz zmienić team, gdyby doszło do tego starcia?
- Od lat trenuję z Arbim Szamajewem i Anzorem Ażijewem. Nie planuję nic zmieniać! Rękawicę podjąłem, ale zobaczymy, jak to się potoczy. Przez myśl mi nie przechodziło, że taka propozycja kiedykolwiek padnie. Że chłop z siłowni poradzi sobie w klatce.
- Potencjalna walka z Mamedem to chyba piękne zwieńczenie tej kariery.
- To jest science-fiction dla mnie. Kiedyś siedziałem przy klatce i otwierałem buzię, co ten Mamed wyczynia. Mogłem tylko pomarzyć, że stanę naprzeciw niego w klatce. Na razie o tym nie myślę.