Była niepokonaną ikoną sportów walki, aż znalazły się rywalki, które wybiły jej głowy myśli o dominacji. Dotkliwe porażki w prestiżowej federacji UFC odcisnęły piętno, lecz legendarna wojowniczka pozbierała się jakoś, niedawno zaczęła występy w zapaśniczym cyrku WWE, a ponadto kontynuuje karierę filmową. Na ekrany właśnie wszedł film akcji „Mile 22”, w którym gra agentkę CIA wykonującą misję w Azji.
– Uwielbiam wyzwania. I lubię, kiedy ludzie we mnie wątpią – stwierdziła Rousey, która nie ukrywa, że po dwóch upokarzających porażkach w UFC walczyła z depresją i nachodziły ją myśli samobójcze. – Płakałam godzinami, izolowałam się od wszystkiego – dodała Ronda, w której te bolesne sprawy wciąż jeszcze siedzą mocno. Gdy zwierzała się reporterom, ocierała chusteczką łzy.
Przyznaje, że jednej rzeczy nie umiała. – Mama nigdy nie nauczyła mnie przegrywać – mówi Rousey. – Nie chciała nawet do mnie dopuścić takiej myśli. Sama bym przez to nie przeszła, mąż był przy mnie, pozwalał mi się wypłakiwać. To trwało dwa lata. Musiałam się uczyć na błędach, z najgorszych rzeczy mogą się narodzić dobre. Czas jest wielkim nauczycielem – podsumowała Rousey, która najwyraźniej wyszła na prostą i znowu cieszy się życiem.