Kamil Stoch po nieudanym sezonie zdecydował się na zmiany. Odłączył się od głównej reprezentacji prowadzonej przez Thomasa Thurnbichlera i zorganizował własny sztab szkoleniowy pod wodzą Michala Doleżala i Łukasza Kruczka. Pod wodzą byłych trenerów, z którymi odnosił sukcesy, chce wrócić do najwyższej formy. Pierwszy poważny sprawdzian miał w ostatni weekend podczas Letniego Grand Prix w Wiśle. 37-latek zaczął udanie, bo w piątkowym prologu był najlepszym z Polaków i wydawało się, że włączy się do walki o podium. Tak się jednak nie stało, bo w sobotę Stoch wyraźnie przegrywał nie tylko z najmocniejszymi rywalami, lecz także z kolegami z kadry. 16. miejsce w sobotnim konkursie nie wystarczyło, aby załapać się do 4-osobowego składu na niedzielne zawody, co było sporym rozczarowaniem i dla kibiców, i dla samego skoczka.
Kibicom Kamila Stocha zrzednie mina
- Przykro mi to stwierdzić, ale niestety to były najgorsze skoki tego lata. Jestem tym bardzo zawiedziony, ale nie chcę się też za bardzo usprawiedliwiać i tłumaczyć. Najgorsze było to, że moje ciało mnie w ogóle nie słuchało. Mięśnie były bardzo napięte i nie potrafiłem nawet wykonać prostych rzeczy. Wzięło się to z wielu powodów, natomiast koniec końców jestem doświadczonym zawodnikiem i powinienem był sobie z tym poradzić - powiedział po nieudanym konkursie Stoch cytowany przez skijumping.pl.
Rozczarowujący występ w Wiśle nie zburzył jednak jego motywacji w przygotowaniach. - To są zawody letnie, które niczego nie przesądzają. Niczego tak naprawdę nie udowadniają. Bardziej zależy mi na tym, żeby na przełomie października i listopada być w dobrej dyspozycji. Żeby wtedy czuć, że te skoki są stabilne i dobre - dodał jeden z najbardziej utytułowanych skoczków w historii.