Finka Aino-Kaisa Saarinen (37 l.), pięciokrotna medalistka olimpijska i czterokrotna mistrzyni świata, kupiła pudełko Trofoderminu - tej samej maści, którą podał Johaug jej lekarz Fredrik Bendiksen. Saarinen sfotografowała się z opakowaniem w ręku. Jest na nim wyraźny napis "DOPING" przekreślony w czerwonym kółeczku.
Sugestia jest jasna: jak to możliwe, że doświadczony medyk nie zauważył adnotacji, która - tak donosi norweska telewizja TV2 - jest na pudełkach tej maści od 2003 roku? Czy lekarz Therese, specjalista z 36-letnim stażem, był aż tak niedbały czy ślepy? A może jest tu jakieś drugie dno?
- To jest element, który musimy dokładnie sprawdzić - przyznaje Britha Roekens, przedstawicielka norweskiej agencji antydopingowej. Od wyników dochodzenia zależy wymiar kary dla Johaug. Jeśli ustalono by, że działała celowo, grożą jej cztery lata dyskwalifikacji. W przypadku uznania, iż wpadka wynikła z niezawinionego zaniedbania, wymiar sankcji może zostać zmniejszony nawet do około roku. Prawnicy Johaug mają nadzieję, że zostanie całkiem oczyszczona z zarzutów.
Norweskie władze antydopingowe poinformowały, że poziom clostebolu - sterydu anabolicznego będącego składnikiem maści - w organizmie Norweżki był niewielki i nie mógł mieć działania dopingowego. To mogłoby wskazywać, że istotnie chodzi o przypadkowe użycie zakazanej substancji w formie maści.
Trzeba też jednak brać pod uwagę wersję, że Johaug wprowadziła clostebol do organizmu inną drogą, a jego poziom zdążył spaść. Wyjaśni to śledztwo, które zbada między innymi, czy biegaczka istotnie spytała lekarza, czy lek nie zawiera zakazanych substancji.
- W tym wszystkim jest zero mojej winy - powtarza Therese od czwartku. Kto jej uwierzy?