Słaby sezon reprezentacji Polski w skokach narciarskich oznacza zmiany. Kibice żyją m.in. prawdopodobnym odłączeniem się Kamila Stocha od kadry Thomasa Thurnbichlera, ale niespodziewany wstrząs przeżyły polskie skoczkinie. Rok temu objął je Harald Rodlauer, jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w stawce, który podpisał kontrakt do końca olimpijskiego sezonu 2025/26. Tymczasem już po pierwszym sezonie postanowił zrezygnować z pracy w Polsce. Jego nagła decyzja zaskoczyła wszystkich. Na gorąco przyznała to m.in. Anna Twardosz, czyli liderka kadry Rodlauera. 23-latka była jedyną Polką, która ostatniej zimy zdobyła punkty Pucharu Świata, ale jej progres nie przekonał austriackiego trenera. Kilka dni po odejściu Rodlauer zabrał głos w tej sprawie i nie owijał w bawełnę w rozmowie ze Skijumping.pl.
Harald Rodlauer porzucił polskie skoki i wypalił z pełną mocą. Brutalna ocena
- Powodem, dla którego zakończyłem współpracę z PZN było to, iż z trudem musiałem wyznać przed samym sobą, że w ciągu najbliższych dwóch lat nie uda mi się spełnić oczekiwań związanych z tym zespołem - przyznał w rozmowie ze Skijumping.pl jeden z najbardziej cenionych trenerów w kobiecych skokach. Po chwili jeszcze dosadniej ocenił potencjał polskich skoczkiń, który jego zdaniem jest obecnie zbyt mały.
- Budżet był bardzo wysoki, muszę szczerze to przyznać. Zawodniczki naprawdę wiele się nauczyły i zaakceptowały zmiany w ciągu minionego roku, ale każdej z nich brakowało podstaw. Na chwilę obecną dostępne są tylko trzy skoczkinie - Anna Twardosz, Pola Bełtowska i Natalia Słowik. Czwarta z nich, Wiktoria Przybyła przeszła kolejną operację i potrzebuje czasu - zaznaczył Rodlauer. - Wasze zawodniczki potrzebują czasu na rozwój w ciągu najbliższych kilku lat. 2026 rok to za krótki termin. Dlatego, ponieważ jestem szczerą osobą, poinformowałem o tym PZN.