- Jak pan się czuje?
- Teraz już dobrze, wszystko już w porządku. Jestem mocno osłabiony, ale powoli wracam do normalnej dyspozycji.
- Co mówią lekarze?
- To angina pectoris, choroba polegająca na niedokrwieniu serca. Krew nie płynie tak jak powinna, trafiając na zatory w tętnicach. Na szczęście szybko znalazłem się w szpitalu, zrobiono mi zabieg i powiedziano, że po dwóch, trzech miesiącach dojdę do siebie.
Patrz też: Leila Lepistoe, żona trenera: Z Hannu było już bardzo źle
- Chorował pan wcześniej na serce?
- Nie i to właśnie mnie najbardziej zaskoczyło. Teraz dochodzę do wniosku, że to chyba rodzinna choroba, bo te same problemy miała kiedyś moja siostra.
- Adam Małysz twierdzi, że mógł pan imponować młodszym kondycją.
- Zawsze czułem się dobrze, tym bardziej byłem zdziwiony tym, co się stało. Wygląda na to, że przesadziłem ostatnio z pracą, chciałem zrobić za dużo rzeczy w zbyt szybkim tempie.
- Wykluczona jest pana obecność na benefisie Małysza w Zakopanem?
- Niestety, tak. Lekarze zalecili absolutny spokój, unikanie ruchu, zwolnienie tempa, tak żeby serce pracowało cicho i spokojnie.
- Widział pan ostatni skok Adama w Planicy?
- Oglądałem go w szpitalu w telewizji. To był świetny skok i powiem jedno: w końcu Małyszowi dopisało szczęście z warunkami pogodowymi, bo zwykle miał go na skoczniach najmniej z czołówki.
No, ale widocznie przy pożegnalnej próbie musiało tak być... Potem rozmawialiśmy telefonicznie. Było mi smutno, że to już koniec, ale powiedziałem Adamowi, że wykonaliśmy razem przez te lata kawał dobrej roboty.
- W Polsce i nie tylko zapanowała moda na zapuszczanie wąsów, by uczcić Małysza. Może pan też tak zrobi?
- Widziałem, że w Planicy wąsy miał Ammann i nawet Hilde, którego bym nie podejrzewał, że włączy się do akcji. Ja raczej zostanę bez zarostu. Po pobycie w szpitalu w ogóle muszę pójść do fryzjera, bo ostatnio wyrosło mi za dużo włosów.