Na próżno szukać w ostatnich miesiącach bardzo udanego występu Kamila Stocha w Pucharze Świata. Dyspozycja trzykrotnego mistrza olimpijskiego jest daleka od tego, co prezentował w ubiegłych latach i niektórzy kibice są zasmuceni tym, że doświadczony zawodnik męczy się w niektórych zawodach. A przynajmniej sprawia takie wrażenie. Widać było to choćby w miniony weekend w Vikersund. W niedzielnym finale Raw Air Stoch zanotował fatalną próbę i na mamucie wylądował na... 105. metrze. Stoch w rozmowie z portalem skijumping.pl nie gryzł się w język mówiąc o wydarzeniach z niedzieli.
- Ten ostatni zjazd... to była kropka nad "i". Trudno coś powiedzieć. Sam śmieję się z siebie, bo to wręcz... trochę żenujące - powiedział bez ogródek utytułowany skoczek. - Miałem utrzymać bardziej stabilną pozycję i z tego użyć nóg. Plan wykonałem w połowie, bo utrzymałem stabilną pozycję, ale nie użyłem nóg. Po prostu położyłem się na narty, a z tej belki, przy tych warunkach. Cudem uniknąłem wbicia się zębami w bulę - wyjaśnił.
Stoch z pozytywnym nastawieniem przed Planicą
Sezon tradycyjnie zakończy się w Planicy i jak mówi Stoch, mimo gorszych ostatnich występów, do najbliższych zawodów podejdzie z pozytywnym nastawieniem. - Nie spodziewam się cudów, ale powalczę. Do ostatniego skoku będę robił wszystko, co w mojej mocy, by latać jak najdalej i czerpać z tego radość. Jeszcze wierzę, w dalszym ciągu, że stać mnie na dobre skoki i dalekie loty - podsumował