„Super Express”: Czy długo trwało odreagowywanie tamtego sezonu?
- Naprawdę niedługo - zapewnił mistrz olimpijski. - Długo trwała natomiast analiza, dlaczego do tego doszło. W tym momencie uważam, że musiało się tak stać. Mój organizm był zmęczony ciągłym parciem naprzód, zdobywaniem więcej i więcej. Dlatego musiał się wyłączyć, zresetować i wyszło gorzej.
- Były jakieś przyczyny pozasportowe?
- Być może. Spraw niezwiązanych ze sportem było więcej, wraz ze wzrostem popularności. Więcej spotkań, zobowiązań, co odbierało mi nieco energii, której przez to nie mogłem spożytkować na trening czy regenerację. Przyjmuję to ze spokojem, bo każdy, kto osiąga sukces, musi się liczyć, że będzie „rozrywany”. Natomiast trwająca budowa domu w Zębie, która nie dokonuje się przecież moimi rękami, energii mi nie odbiera. Raczej mnie relaksuje i daje radość, że powstaje moja ostoja na ziemi.
- Czy taki zły sezon nie powinien już się powtórzyć?
- Nigdy nie ma całkowitej pewności. Ale jestem bardzo pozytywnie nastawiony do pracy. Stefana Horngachera uważałem za świetnego szkoleniowca, gdy pracowałem z nim 10 lat temu i potem, gdy on pracował z zespołem Niemiec. To samo zdanie mam po obecnych kilkunastu wspólnych treningach. Uważam, że przed nami jest dobry czas i że wspólnie osiągniemy jeszcze wiele sukcesów.
- Więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?
- Uczymy się na błędach. Tylko że wolałbym na cudzych, a nie na własnych. Do przeszłości pewnie jeszcze będę wracał, ale bardziej skupiam się nad tym, co jest przede mną. Jestem w pełni przekonany, że to, do czego doszliśmy z Łukaszem Kruczkiem pod względem wyników oraz dyspozycji fizycznej i psychicznej, pomoże mi rozwijać się pod okiem nowego trenera. Trenera, który wprowadza świeżość w treningu i w podejściu do rywalizacji.
- Na czym polegają różnice w metodzie pracy obu trenerów?
- Nie ma niczego, czego byśmy nie znali. Stefan ma jednak inne podejście do techniki skoku. Choćby do samego odbicia z progu. Bardziej do góry (śmiech). Nie chcę jednak tego rozwijać.
- Nie było warto stworzyć indywidualny team Stocha?
- Sugerowano mi to od pewnego czasu. Od razu byłem zdania, że zdecydowanie lepiej czuję się w grupie. Jest weselej. I można dzielić się sukcesami, niepowodzeniami czy przemyśleniami z kolegami, którzy są w moim wieku i świetnie mnie rozumieją.