"Super Express": - Czy lato w cieniu kolegów daje panu pewien komfort u progu zimy?
Kamil Stoch: - Cieszę się, że Maciek i Dawid mieli tak udany sezon letni. Dla mnie sezon letni wypadł nieco słabiej, ale musiałem popracować nad kilkoma elementami. Pewne mankamenty były w mojej technice lądowania. Prędkość najazdu na próg też ustępuje rywalom. Bo niektóre nawyki są we mnie tak mocne, że długo jeszcze będę musiał nad nimi pracować.
- Czego jeszcze się pan uczył?
- Cierpliwości i pokory. I żeby więcej energii wkładać w treningi oraz mocniej wierzyć w siebie. Zdawałem sobie sprawę, że najważniejsze dla mnie jest przygotować się do sezonu zimowego.
- Czy pierwsze zimowe skoki były bliskie temu, co chciałby pan prezentować przez cały sezon?
- Mam nadzieję, że nie (śmiech). Były na dobrym poziomie, ale wiem, że stać mnie na więcej. Ale mam też nadzieję, że w tym roku zdarzył mi się już skok bliski ideału. Tylko że trener mi tego nie powie.
- Jest pan wśród tych, którzy stracili przywilej gwarantowanej kwalifikacji w konkursach.
- Nie chcę być źle zrozumiany, ale uważam, że czołowa dziesiątka powinna mieć jakieś przywileje. I że dałoby to więcej motywacji i nagrodę zawodnikom prezentującym wyższy poziom. Ale przepis wprowadzono i ja się do niego dostosuję.
- Co myśli 30-letni skoczek o swojej dalszej karierze?
- Czuje się bardzo dobrze, z uśmiechem na twarzy. Nadal się rozwijam. A czy pociągnąłbym tak jak Noriaki Kasai? O tym nie myślę. Cieszę się tym, co robię, i tym, że nadal mogę to robić.
Sprawdź się: Co wiesz o polskich skokach? [QUIZ]