"Super Express": - Miała pani bardzo dobry sezon: srebro na mistrzostwach świata, sześć lokat w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata. Jest pełna satysfakcja?
Krystyna Pałka: - Nie, bo końcówka Pucharu Świata mogła być lepsza. Ale cóż, organizm to nie maszyna i ma swoje słabsze dni.
- Ale takiego sezonu polski kobiecy biatlon jeszcze nie miał.
- Już w poprzednim sezonie byłyśmy blisko medali, ale zawodziło strzelanie. Ja bardzo się poprawiłam pod tym względem, opłaciła się inwestycja w testy przed sezonem w centrum olimpijskim w Salzburgu. W przyszłym miesiącu pojadę tam znowu, żeby poćwiczyć na specjalistycznej aparaturze. Bo nawyk odpowiedniego zachowania na strzelnicy jest wypracowany, ale trzeba sprawdzić, czy jest stabilny.
- A kiedy wakacje w ciepłych krajach?
- Ciepłe kraje odpadają. Nie potrafię wypoczywać w ten sposób, w dodatku chciałabym wziąć się do pracy doktorskiej na AWF. A w maju czeka mnie jeszcze pierwsze zgrupowanie kadry. Wakacje będą zatem albo w Salzburgu, albo na Kamczatce, przy temperaturze minus 30 stopni (śmiech).
- Dwa lata temu była tam Justyna Kowalczyk. Czy byłaby pani gotowa wspomóc ją w sztafecie narciarskiej na igrzyskach olimpijskich w Soczi?
- Jeżeli byłabym w dobrej formie biegowej, to tak. Główną kandydatką z naszego grona jest oczywiście Magda Gwizdoń, która świetnie się czuje w Soczi i na dużej wysokości. To co, sprzedałam Magdę narciarkom? (śmiech). Ale prawdę mówiąc, wszystkie jesteśmy otwarte na taką pomoc, jeśli nie kolidowałoby to z naszymi startami w biatlonie. Jeżeli Polski Związek Narciarski zapłaci dobrą prowizję, to damy im więcej biatlonistek (śmiech).