Już podczas tegorocznej Letniej Grand Prix FIS testował nowości w przepisach. Chodzi przede wszystkim o zasady kwalifikacji. Do konkursu głównego kwalifikować się musieli wszyscy. W poprzednich latach czołowa dziesiątka klasyfikacji generalnej mogła być pewna występu w konkursie głównym. Projekt tak bardzo spodobał się władzom, że postanowiły go kontynuować również zimą. Zdecydowanie przeciwny temu rozwiązaniu jest jeden z najlepszych polskich skoczków. Maciej Kot uważa, że to złe rozwiązanie.
- Nie zmieniłem zdania po lecie, nadal jestem negatywnie nastawiony. Miało to swój urok, to była tradycja - powiedział w rozmowie z portalem interia.pl. - FIS zastosował metodę kary, a nie nagrody. Kto nie pójdzie na kwalifikacje, nie wystartuje w konkursie - dodał zawodnik z Zakopanego.
Według czołowego polskiego skoczka zmiana zasad nie odbije się na postawie zawodników, którzy wciąż nie będą podchodzić do kwalifikacji z wielkim zaangażowaniem. Zawodnik uważa, że czołówka potraktuje to raczej jako kolejny skok testowy. - Uczyniono kwalifikacje może bardziej emocjonującymi dla widza. Sprzedaż transmisji, zwiększenie liczby widzów na trybunach to oczywiście plusy, ale zastosowano złą metodę. Zawodnicy będą skakać w kwalifikacjach, bo będą musieli, ale będą nadal skakać w treningowych kombinezonach. Nie będą traktować tego jako rywalizacji, ale oddadzą skok treningowy, jedynie z myślą, że muszą przejść kontrolę - podsumował Maciej Kot.
Przeczytaj: Przed PŚ w Wiśle Polacy nie mają gdzie trenować. Fatalna sytuacja Stocha i spółki
Zobacz: Zaprezentowano nowe stroje polskich olimpijczyków. Tak będą wyglądać w Pjongczang [GALERIA]
Sprawdź: Kolejna kontuzja gwiazdy skoków narciarskich. To koniec kariery?