Na MŚ w lotach narciarskich Stefan Horngacher zabrał pięciu swoich podopiecznych. Pierwszym, który nie zmieścił się do szerokiej kadry był Jakub Wolny. Decyzja ta była naturalna, bowiem młody skoczek odstawał od kolegów i nie miał większych szans na dobry rezultat, a tym bardziej na występ w niedzielnym konkursie drużynowym.
Trener reprezentacji Polski stał jeszcze przed jednym dylematem. Na konkursy indywidualne mógł zgłosić jedynie czterech zawodników. Po czwartkowych treningach zdecydował, że to Stefan Hula obok Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotra Żyły będzie reprezentował biało-czerwonych.
Można było się spodziewać, że to Maciej Kot będzie tym czwartym, ale jego dyspozycja w ostatnich tygodniach nie napawała optymizmem. - Innej decyzji się nie spodziewałem. Żeby startować musiałbym pewnie wygrać sesję treningową. Trzeba patrzeć na całokształt. Stefan, Dawid, Kamil i Piotrek skakali lepiej od pewnego czasu, ja miałem mały dołek formy. Ta decyzja nie jest dla mnie powodem, żeby się teraz załamać - powiedział Kot o decyzji trenera.
Polski zawodnik, podczas konkursów indywidualnych będzie pełnił rolę przedskoczka. - Pogodziłem się z tą sytuacją. Przyjechałem oczywiście z chęcią rywalizacji, ale i z planem B - chciałem oddać jak największą liczbę skoków. Cały czas trzymam z grupą, walczę, jestem gotowy do powrotu - przyznał Maciej Kot. - Każdy z nas miał równe szanse, równe warunki przygotowań. Nie jest to ujma na honorze, ponieważ inni skaczą bardzo dobrze. Przegrałem po sprawiedliwej walce, taki jest sport - dodał polski skoczek.
Zobacz również: MŚ w lotach: Najwięksi faworyci. Kto w Oberstdorfie zgarnie złoto?
