"SE": - Skąd ten spadek formy Kamila?
Bronisław Stoch: - Niepowodzenie na pewno go nie złamało. Ono dotyka każdego, ale mój syn potrafi sobie z tym poradzić, już przeżył trochę wzlotów i upadków. Owszem, przed mistrzostwami świata w Lahti była duża presja ze strony kibiców i mediów, ale w nim samym chyba nie. Ponadto zwycięstwo drużynowe w Lahti całkowicie zrekompensowało mu gorsze wyniki indywidualne. Naprawdę. Aż ochrypł z radości.
- Skoro przyczyn nie należy się doszukiwać w psychice, to gdzie?
- Moja hipoteza jest taka, że kluczowe znaczenie mógł mieć najdłuższy skok kwalifikacji w Lahti (103,5 m - red.), po którym mógł się odnowić ból w kolanie. Kamil się nie skarży, bo to wielki twardziel. Ale jeżeli odczuwa ból choćby podświadomie, to może to stwarzać dyskomfort.
- Stefan Kraft uciekł mu na dobre?
- Kraft złapał takiego "powera", jakby skakał na napojach energetyzujących (śmiech). Trudno będzie go dopaść. Ale Kamil powtarza, że chce, aby jego skoki były radosne i na wysokim poziomie, a z tego rodzi się dobry wynik. Skoki narciarskie są nieprzewidywalne. Nie skazujmy Kamila na porażkę, zachowajmy nadzieję.