To miał być nasz konkurs. Kolejny bój Polski i Norwegii, wojny, której pierwszy akt, zawieszony na kilku metrach nad bulą skoczni, obserwowaliśmy na skoczni w Wiśle. W Kuusamo biało-czerwoni znów bowiem błyszczeli. Odfruwali. Mieli walczyć z rywalami, ewentualnie z wiatrem. Nikt nie spodziewał się, że scenariusz konkursu napiszą sędziowie.
Austriacy. Niemcy, Norwegowie. W pierwszej serii mieliśmy zobaczyć jeszcze tylko jeden skok. Piotr Żyła czekał na górze, czekał, wreszcie swojej próby się nie doczekał. Okazało się, że jego kombinezon nie zmieścił się w dopuszczalnych wymiarach. Polak wydawał się zszokowany. - Piotrek mówił, że coś tam źle zadziałało w maszynie pomiarowej - stwierdził na gorąco Adam Małysz. Sam zawodnik nie chciał się tłumaczyć. Wyglądał na kompletnie rozbitego. Nota 0,0 po pierwszym locie - to był dla biało-czerwonych wyrok. Falstart naszej kadry oznaczał, że walka o podium odjechała, nim w ogóle się dla nas zaczęła.
Zwycięstwo było poza zasięgiem. Norwegowie fruwali. Rywali wręcz zmasakrowali. Nad drugą kadrą Niemiec uzyskali ostatecznie ponad 60 punktów przewagi. Polacy udowodnili jednak swoją wielkość. W osłabieniu, skacząc we trójkę - Maciej Kot, Dawid Kubacki, Kamil Stoch - pierwszą serię skończyli ostatecznie na siódmej pozycji. W drugiej dogonili jeszcze Szwajcarów, ostatecznie wskakując na szóstą lokatę.
Udowadniając również, że w niedzielę będą piekielnie mocni. Liczymy na podium!
Końcowa klasyfikacja sobotniego konkursu drużynowego:
1. Norwegia
2. Niemcy
3. Japonia
4. Austria
5. Słowenia
6. Polska
7. Szwajcaria
8. Rosja
