W trzecim secie Isia miała już rywalkę na widelcu, prowadziła 3:1 i 40:0 w gemie. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, a grająca jak robot Chinka wyszła na prowadzenie 5:3.
Wydawało się, że nic już nie uratuje Radwańskiej od porażki, ale Isia kolejny raz udowodniła, że nie ma dla niej sytuacji bez wyjścia. Obroniła dwie piłki meczowe, a w ostatnich gemach znów zagrała jak prawdziwa mistrzyni.
- Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Peng to solidna marka, grałam z nią już trzy razy i każdy mecz był ciężki, zawsze trzysetowy - mówiła po meczu Polka.
Przeczytaj koniecznie: Australian Open: Matka i Frytka grają dalej
Agnieszka po raz czwarty w karierze zagra w ćwierćfinale wielkiego szlema (po raz drugi w Australian Open). Przed turniejem mało kto jednak na nią stawiał.
- To mój pierwszy turniej po trzech miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją stopy. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy zagram - podkreśla Isia.
- Po pierwszym meczu cieszyłam się tylko, że zagrałam bez bólu. Nawet gdybym przegrała, nie miałabym do siebie pretensji, najważniejsze, że znów wróciłam do rozgrywek. Ale ćwierćfinał tutaj, po kontuzji, to naprawdę niewiarygodny sukces. Kto wie, może przed każdym turniejem wielkoszlemowym powinnam przechodzić operację - śmieje się Radwańska.
W walce o półfinał Polka zagra z główną faworytką turnieju, Kim Clijsters (28 l.). Belgijka w czwartej rundzie z małymi problemami pokonała Rosjankę Jekaterinę Makarową (23 l.) 7:6 (3), 6:2.