Świątek znów lepsza od Sabalenki
Rywalizacja Igi Świątek i Aryny Sabalenki trwa w najlepsze, choć póki co Białorusinka musi częściej przełykać gorycz porażki. Wiceliderka rankingu co wygrała na początku roku w Australian Open, broniąc tytułu zdobytego przed rokiem, ale później nie zdołała sięgnąć już po żadne trofeum, choć dwa razy docierała do finału – w WTA 1000 w Madrycie oraz WTA 1000 w Rzymie. Za każdym razem na drodze stawała jej właśnie Iga Świątek. Polka wygrywając oba finały ma już na koncie 4 triumfy w tym roku (każdy w turnieju rangi WTA 1000!) i potwierdza, że jest faworytką do zwycięstwa w Rolandzie Garrosie.
Sabalenka się wścieka a Polka... nie zwraca na to uwagi!
Warto zauważyć, że finał w Madrycie i Rzymie znacznie się od siebie różniły. W stolicy Hiszpanii do zwycięstwa Polka potrzebowała trzech setów i musiała bronić piłki meczowej. Już wówczas mogliśmy obserwować, ile nerwów kosztował ten mecz obie zawodniczki, bowiem po spotkaniu Aryna Sabalenka zaczęła z wściekłością tłuc rakietą o ziemię. We Włoszech natomiast Polka nie dała się przełamać nawet raz, a frustracja Białorusinki dawała o sobie znać już w trakcie pojedynku.
Już w czwartym gemie Sabalenka złamała swoją rakietę, później również wyładowywała na niej swoją złość. Jak się okazuje, Iga Świątek czasami... nawet nie zwraca uwagi na takie zachowania rywalek! – Są mecze, podczas których jestem totalnie odcięta od tego. Mogę wtedy uznać, że moja koncentracja była na najwyższym poziomie. Chociażby, jak grałam z Julią Putincewą, to nie widziałam połowy rzeczy, jakie ona robiła. Ale dzisiaj faktycznie trochę widziałam, aczkolwiek totalnie do tego nie przywiązuję się. Po prostu przepuszczam przez swoją głowę i nie koncentruję się na tym, bo nie powinno mnie to obchodzić, co dzieje się po drugiej stronie siatki – odpowiedziała Świątek na pytanie portalu Sport.pl. To tylko pokazuje, jak Polka skupiona jest przede wszystkim na sobie, co przynosi jej kolejne sukcesy.