- Jak byś podsumowała te dwa miesiące startów na początku sezonu?
- Na pewno był to wymagający czas, bo wiadomo, że niełatwo wraca się po prawie czterech miesiącach przerwy i po takim sukcesie jak ten w Paryżu. Dlatego potrzebowałam kilka meczów na przetarcie i powrót do turniejowego rytmu. Na pewno z turnieju na turniej czułam się coraz swobodniej, co poskutkowało zwycięstwem w Adelajdzie. To był też wymagający czas ze względu na to, że byłam poza domem przed dwa miesiące. To będzie mój pierwszy rok, w którym mam zamiar spędzić 10 miesięcy na tourze. Zobaczymy jak mentalnie i fizycznie to zniosę. W Dubaju poczułam już, że to jest czas na powrót do domu, regenerację i reset.
- Jakie doświadczenia zdobyłaś przez pół roku od triumfu w Paryżu?
- Najważniejsze, że udało mi się znaleźć balans po tym co się stało. Moje życie się zmieniło i musiałam do tego przywyknąć, do tej popularności. Musiałam też nauczyć się grać mecze jako faworytka, co wcześniej mi się nie zdarzało, chyba że w juniorach. Z wszystkimi tymi wyzwaniami z pomocą mojego zespołu bardzo dobrze sobie radzimy. Myślę, że robię postępy i wygrany turniej w Adelajdzie mi samej pokazał, że mogę mieć coraz częściej takie idealne tygodnie.
- Teraz rywalki już inaczej podchodzą do meczów z Igą Świątek?
- Tak. Zauważyłam, że więcej z nich zna mój styl gry i taktycznie są dużo lepiej przygotowane. Wcześniej korzystałam z tego, że za bardzo nie wiedziały, czego się po mnie spodziewać. Teraz jest zupełnie inna sytuacja i mam wrażenie, że rywalki wiedzą, że cały czas muszą być ostrożne. To jest dla mnie nowe wyzwanie.
- Igrzyska będą dla ciebie najważniejsze w sezonie?
- Staram się to ułożyć trochę inaczej w mojej głowie niż pewnie większość zawodniczek, bo wiadomo, że igrzyska są dla mnie najważniejsze. Powtarzam to od kilku lat ze względu na naszą historię i mojego tatę, który jako wioślarz był w Seulu. Ale chcę do tego też podejść tak, żeby już na turnieju olimpijskim traktować igrzyska jako po prostu kolejne mecze, bo wiem, że koncentrowanie się tylko i wyłącznie na jednym celu spowoduje, że będę miała wysokie oczekiwania i przez to dodatkowy stres.
- Jakie to uczucie być najlepszą zawodniczką w Polsce?
- Na pewno to daje dużo satysfakcji, ale na co dzień nie myślę o sobie w ten sposób. Jestem tą samą Igą jak wtedy, gdy byłam daleko w rankingu i niewiele tutaj się zmieniło. Cieszę się, że dzięki tym sukcesom i wyższej pozycji w rankingu mogę promować polski sport, a największą satysfakcję mi daje, gdy nowe pokolenie sięga po rakiety i też chce grać w tenisa. To jest najbardziej przyjemne.
- Kiedy wylatujesz na turniej w Miami (23 marca - 3 kwietnia)? I jakie masz dalsze plany?
- Wylatujemy pojutrze (w środę, red.), więc grafik jest napięty. Tylko kilka dni byłam w Warszawie, ale to pozwoliło mi się zresetować. Cały czas jestem w treningu, więc to też nie były takie dni pełnego odpoczynku. Mam nadzieję, że w Miami pogram jak najdłużej, choć też przyjemnie będzie wrócić na święta. Potem będę szykować się do sezonu na mączce.
- Po tych sukcesach pojawia się coraz więcej sponsorów. Czy coś się zmieniło jeżeli chodzi o dobieranie ich?
- Szczerze mówiąc, nie ja się tym zajmuję. Oczywiście mam swoje zdanie na ten temat i swoich faworytów, ale to jest praca całego sztabu menedżerskiego. Jestem naprawdę szczęśliwa, że ta moja sytuacja jest już bardziej stabilna i mam osoby, które mogą mi doradzić. Na pewno mam teraz trochę więcej związanych z tym obowiązków i czasami jak wracam z turnieju, muszę jeszcze parę dni poświęcić na to, żeby je zrealizować. Ten sukces i wybuch popularności idealnie się zbiegł z tym, że skończyłam szkołę. Mam wrażenie, że dzięki temu, że chodziłam do szkoły i potrafiłam pogodzić naukę z tenisem, teraz łatwiej mi jest pogodzić te wszystkie obowiązki i jestem przyzwyczajona do tego, że generalnie mam mało wolnego czasu.
- Czy granie przy pustych trybunach wpływa na twoją postawę na korcie?
- Dla mnie brak kibiców to ogromna strata. Poczułam to mocno w Australii, gdy w środku turnieju nagle wprowadzono lockdown. Ja czerpię bardzo dużo od tych kibiców, zwłaszcza pozytywnej energii. Jak grałam w Adelajdzie, to było bardzo dużo Polaków i na tym drugim końcu świata miałam wrażenie, że jestem u siebie co było wspaniałe. Mam nadzieję, że kibice będą mogli wkrótce wrócić na trybuny, bo to mi daje naprawdę dużo.
- Skąd wziął się pomysł na okrzyk radości "Jazda!"? Czy to zawołanie rodowe Świątków?
- To nie jest zawołanie rodowe, w domu tak nie krzyczymy (śmiech). Wydawało mi się zawsze, że to jest taki okrzyk zadziorny i bardzo energetyczny. Wygodnie mi się też to krzyczało w czasie meczu i tak podświadomie nawet czasami w emocjach krzyczę "jazda" po wygranych punktach.
- Czy masz jakiś sposób na hejterów i presję?
- Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że w moim kierunku nie było dużo hejtu. Mam bardzo pozytywne interakcje z kibicami. Nie musiałam więc korzystać z jakichś wyszukanych sposobów. Ja jestem też taką osobą, która naturalnie dystansuje się od tego, co się dzieje w mediach, zwłaszcza podczas turniejów potrzebuję przestrzeni, żeby skoncentrować się tylko na grze. To mi przychodzi tak intuicyjnie. Wiem, że w przyszłości może się zdarzyć wiele sytuacji, w których pojawi się trochę hejtu. Będę reagowała na bieżąco i to też będą dla mnie nowe doświadczenia, z którymi trzeba sobie będzie poradzić.
- Co zrobiłaś jako pierwsze, gdy weszłaś do domu po tak długiej przerwie?
- Napisałam do mojej siostry, kiedy przyjedzie i zrobi mi tiramisu. Ja za bardzo nie potrafię gotować, więc potrzebowałam wsparcia siostry i dobrze się spisała. Brakowało mi takiej domowej atmosfery.
Notował Michał Chojecki