Mecz trwał dwie i pół godziny, choć mógł skończyć się dużo szybciej. Świątek rozpoczęła spotkanie z Maią wyśmienicie, w pierwszym secie prowadziła już 4:1, jednak później dopadł ją kryzys, w tym czasie rywalka wygrała pięć gemów z rzędu i sprzątnęła pierwszego seta sprzed nosa. - To wina i zasługa obu stron. Każdy widział, że mogę wygrać tego seta. Po prostu trochę się spięłam i wszystkie moje ruchy były takie niepewne. Czasami człowiek się zresetuje w kilka punktów i gemów. Dzisiaj potrwało to dłużej. Najważniejsze jest to, że wróciłam i miałam więcej pomysłów w drugim secie. Wiedziałam, że jak będę grała swoje to będzie dobrze - powiedziała po spotkaniu Świątek w rozmowie z reporterką CANAL+ Joanną Sakowicz-Kostecką.
Dla Polki był to już 23 mecz z leworęczną tenisistką i zwycięstwo nr 21 w konfrontacji z mańkutem, co podpowiedziała zwyciężczyni Sakowicz-Kostecka. Świątek była lekko zaskoczona. - Z kim przegrałam?! - zapytała Świątek, po chwili dodając: nie koncentrowałam się na tym, czy lubię czy nie lubię grać z leworęcznymi. Traktowałam to jak dodatkowe wyzwanie. Wiadomo, że te mecze były wyrównane i każda piłka się liczyła. Trenuje z leworęcznymi, mam partnera od treningów leworęcznego - wytłumaczyła liderka rankingu WTA.
Rywalką Igi Świątek w rywalizacji o finał będzie lepsza starcia pomiędzy rozstawioną z "18" Amerykanką Madison Keys a turniejową "dziewiątką" Ons Jabeur z Tunezji.