Nawet obecność wspierającej ukochanego z trybun Marty Domachowskiej nie pomogła. Fatalna seria porażek zburzyła pewność siebie łodzianina, który choć długimi momentami grał dobrze, to nie potrafił wygrywać piłek w najważniejszych momentach. W pierwszym secie Jerzyk prowadził 4:2, ale roztrwonił przewagę, a w tie-breaku więcej zimnej krwi zachował doświadczony Łotysz. Zwycięstwo w drugiej partii wlało w serca fanów Janowicza nadzieję, ale w decydującej rozgrywce Polak znów zagrał słabo.
Na szczęście przed tenisistami szybko pojawiają się kolejne szanse na przełamanie. Za tydzień turniej w Rzymie i może tam Janowiczowi uda się wreszcie zakończyć fatalną serię. Rok temu w stolicy Italii spisał się znakomicie, ogrywając dwie wielkie francuskie gwiazdy - Tsongę i Gasqueta.