Każdy z nich był zupełnie inny, ale utkwił w pamięci kibiców jako nierozłączny duet. Kucharski i nieżyjący już Andrzej Grubba (1958 - 2005) wprowadzili polski tenis stołowy do światowej elity. Pierwszy międzynarodowy sukces odniósł Kucharski, gdy został mistrzem Europy juniorów 1977 r. w singlu. Teraz od lat pracuje jako szkoleniowiec.
- Zawodnikiem byłem niezłym, a potwierdziły to wyniki. Podobnie radzę sobie jako trener, a najwyżej sobie cenię dwa zwycięstwa drużyny moich podopiecznych w mistrzostwach Europy juniorów 1999 i 2000. Osiągnęliśmy to po pięciu latach wspólnej pracy - mówi Kucharski.
Żeby osiągać sukcesy jako trener, a zatem i wychowawca, musiał zmienić usposobienie. W trakcie kariery jego nerwowość i nieobliczalne zachowanie często psuły obraz znakomitego sportowca, wicemistrza świata w deblu i wicemistrza Europy w singlu.
- Wiedziałem, że ta nerwowość przeszkadza mi w grze i rozbija moją koncentrację - wspomina. - Ale treningu mentalnego wtedy się nie stosowało, nie było na to pieniędzy. Jako zawodnik byłem naturszczykiem. Kiedyś w Japonii wyrzuciłem ze złości rakietkę 20 metrów w górę, a widząc, że spada na stół, rzuciłem się na niego. Stół się złożył. Koledzy na ławce pokładali się ze śmiechu, ale pięciotysięczna japońska widownia przyjęła wszystko z kamiennymi twarzami. Innym razem przy jakimś nerwowym meczu w Niemczech, nie wiem jak i kiedy, plunąłem na siedzącego obok widza. Owszem, wstydzę się tego. Ale z biegiem lat łagodniałem i dawno już nic takiego się nie zdarzyło. Teraz podczas meczów jest jakby smutniej - dodaje ze śmiechem.
Z Grubbą byli - jak mówi - partnerami w sporcie i towarzyszami życia.
- Nasza rywalizacja bardzo nas rozwijała jako zawodników, a wspólne dążenie do celu zbliżyło nas także poza sportem - uważa "Kucharz". - Ze dwa razy nawet spędzaliśmy razem sylwestra. Andrzej w przeciwieństwie do mnie potrafił ważyć słowa, dbał też o swój obraz w mediach. Może dlatego odniósł w sumie większe sukcesy.
Obecnie Kucharski prowadzi zespół AZS AWFiS Gdańsk oraz Akademię Ping-ponga dla młodzieży Trójmiasta. Przez rok pracował jako menedżer reprezentacji Indii.
- Było ciężko, bo temperatura 46 stopni przez pół roku to coś, co trudno wytrzymać - tłumaczy.
Karierę zawodnika zakończył w roku 2000. Wracał jednak do gry, ostatnio w roku 2011, gdy w II-ligowym klubie Orzeł Kozy nie przegrał żadnego pojedynku.
- Jako zawodnik jestem zadowolony z moich osiągnięć. Choć cały czas pamiętam te dwie piłki, które dzieliły nas z Andrzejem od olimpijskiego medalu w deblu w Seulu 1988 r. - kończy.