Polacy po zaciętej walce przegrali półfinał turnieju mistrzów z najlepszym od pięciu lat deblem świata - braćmi Bobem i Mikiem Bryanami (30 l.). Wynik 4:6, 4:6 na pewno jednak nie jest dla Marcina i Mariusza powodem do wstydu.
Za rok pierwsza trójka
- Mieliśmy w tym meczu kilka swoich szans, ale niestety ich nie wykorzystaliśmy. O naszej porażce zdecydowało parę przegranych piłek - przyznaje "Frytka". - Ale ogólnie jesteśmy zadowoleni. Półfinał turnieju Masters oznacza przecież, że już jesteśmy jednym z absolutnie czołowych debli świata. A jeśli dalej będziemy się rozwijać w takim tempie, to następny sezon zakończymy w pierwszej trójce rankingu! - nie ma wątpliwości Mariusz Fyrstenberg.
Organizatorzy turnieju Masters już traktowali Polaków jak wielkie gwiazdy. "Matka" i "Frytka" mieli w Szanghaju wszystko, czego dusza zapragnie. Luksusowy pięciogwiazdkowy hotel, ogromne pokoje z wielkimi łóżkami, jedna z najlepszych restauracji w Szanghaju z przepysznym jedzeniem i kelnerami na każde wezwanie.
- Słowem: żyć nie umierać - śmieje się Marcin, którego bardzo zdziwiło, że w pokoju znalazł nawet ręczniki z... wyszytym własnym imieniem! Z czymś takim nigdy wcześniej się nie spotkał.
Bilard, rajdy i gitary
Polacy oraz pozostali tenisiści grający w Masters, mogli korzystać także ze specjalnych pomieszczeń "tylko dla zawodników". Organizatorzy pomyśleli dosłownie o wszystkim.
- Była wspaniale wyposażona świetlica, sala relaksu ze stołami do bilardu i symulatorem jazdy z prawdziwym fotelem i kierownicą z rajdówki - opowiada Mariusz. - Niektórzy zawodnicy, między innymi bracia Bryan oraz Andy Roddick, mają zacięcie muzyczne. Dla nich przygotowana była specjalna sala z gitarami, perkusjami i całym sprzętem grającym! - nie może się nadziwić Fyrstenberg.
Po tych luksusach 30-godzinna podróż do Polski będzie prawdziwą katorgą. Za to później wreszcie będzie czas na zasłużony wypoczynek. Marcin i Mariusz wybiorą się niedługo na krótkie wakacje. Obaj się śmieją, że to będą wyjątkowe dni, bo nareszcie spędzą trochę czasu bez siebie.
- A potem powrót do treningów, bo na początku stycznia zaczyna się Australian Open - przypomina "Frytka". - Czujemy się bardzo mocni i jesteśmy naprawdę zadowoleni z tego, jak się rozwijamy. Następny sezon to będzie nasz sezon!