To szósty wielkoszlemowy tytuł hiszpańskiego lidera rankingu ATP. Poprzednie zdobywał w Roland Garros (4) i Wimbledonie. Puchar za zwycięstwo w Australian Open wręczył mu Rod Laver (71 l.). Trudno o wyraźniejszy symbol.
Australijczyk to nie tylko 3-krotny mistrz Australian Open oraz zwycięzca 8 innych turniejów wielkoszlemowych. To przede wszystkim ostatni człowiek, któremu udało się wygrać klasycznego Wielkiego Szlema (zwycięstwa we wszystkich turniejach wielkoszlemowych w jednym sezonie).
Laver dokonał tego równo 40 lat temu. Po nim próbowało wielu, ale nikomu się nie udało. Bardzo blisko był Roger Federer, który w 2006 i 2007 roku wygrał Australian Open, Wimbledon i US Open, ale w Roland Garros przegrywał w finale z Nadalem.
Wczoraj Szwajcar próbował pobić inny rekord. Gdyby wygrał finał, byłoby to jego 14. wielkoszlemowe zwycięstwo. Nikt nigdy nie wygrał więcej (14 tytułów ma Pete Sampras). Ale znów na jego drodze stanął fenomenalny Hiszpan.
Dlatego Federer nie był w stanie wykrztusić zdania, kiedy odbierał czek i pamiątkową paterę.
- Nie wiem, co mam powiedzieć - mówił, ocierając łzy.
- Wiem, jak się teraz czujesz, ale pamiętaj, że jesteś wielkim mistrzem - pocieszał go Nadal. Lider światowego rankingu wczoraj zrobił wielki krok w kierunku klasycznego Wielkiego Szlema. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek mógł mu przeszkodzić w odniesieniu piątego z rzędu zwycięstwa w Roland Garros. Czy Hiszpan będzie w stanie obronić tytuł na Wimbledonie i po raz pierwszy wygrać US Open?
W Australii udowodnił, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Po morderczym, ponad 5-godzinnym półfinale z Verdasco był ledwie żywy. Ale zdążył się odrodzić.
Federer miał ponad 24 godziny więcej na odpoczynek, a jednak w decydującym piątym secie finału to Nadal dyktował warunki. W ciągu dwóch dni w 30-stopniowym upale spędził na korcie prawie 10 godzin! W pełni zasłużył na swoje 2 miliony dolarów australijskich (4,44 mln zł).